poniedziałek, 31 października 2016

Patricia Cleveland-Peck: Słoń w autobusie?

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Transport

Dla najmłodszych to pomysł idealny. Chociaż dzisiaj stawia się przede wszystkim na publikacje edukacyjne (lub – jeśli rozrywkowe – z aspektami wychowawczymi), maluchy kochają absurd w bajkach. To najprostszy sposób budzenia śmiechu i zaufania odbiorców – oraz przekonania kilkulatków, że książka nie jest złem koniecznym, a wspaniałą rozrywką. Dlatego tomik „Słoń w autobusie?” spotkać się może tylko z entuzjastycznym przyjęciem grupy docelowej. Bo Patricia Cleveland-Peck nie boi się pisać po swojemu, wbrew zaleceniom pedagogów i modom literackim. Traktuje dzieci jak równorzędnych partnerów w procesie eksplorowania wyobraźni, a do tego podsuwa im możliwość wprowadzenia bajki do codzienności.

Zasada tomiku jest prosta: czterowersowe rymowanki przedstawiają zwierzęta, i to zwierzęta egzotyczne, ale znane nawet najmłodszym: pojawi się tu żyrafa, hipopotam, małpa, tygrys czy… stonoga. Ich istnienie autorka jeszcze udziwnia – bo wszystkie te zwierzęta chcą przemierzać drogi środkami lokomocji właściwymi dla człowieka. Jeden z bohaterów wsiądzie na deskorolkę, inny poleci balonem, jeszcze inny wykorzysta wózek zakupowy z hipermarketu. W ten sposób pojawia się komiczne zderzenie wiedzy malucha z nieograniczoną wyobraźnią. Racjonalizm podpowiada, że takie przekraczanie granic doprowadzi w końcu do katastrofy – i rzeczywiście, istnieje obawa, że coś ulegnie zniszczeniu, ktoś się przestraszy, a ktoś inny zdenerwuje. Ponieważ efekty prób komunikacyjnych są nie do przewidzenia dla dzieci (nie wiadomo, czy autorka postawi na logikę rzeczywistości czy też na bajkę), uzyskują one dodatkowy czynnik humorystyczny ważny w krótkich bajkach. Autorka nie poprzestaje jednak na pojedynczych obrazkach ze zwierzętami – nagromadzenie dziwnych sytuacji i wypadków ma jeszcze ogólną puentę, która dodatkowo wiąże całość poza ideą pojedynczych historyjek. To oznacza, że Patricia Cleveland-Peck przemyślała swoją opowieść i chce naprawdę dotrzeć do małych czytelników. W kilku celach.

Pierwszy i najważniejszy to rozrywka: dzisiaj często zapomina się, że dzieci też powinny mieć książki, które pozwalają się zrelaksować i przenieść w świat wyobraźni. Autorka tę wyobraźnię pomaga rozwijać przez zmienianie miejsc, środków transportu, bohaterów, ale i samych sytuacji – powtarza wzór historyjki, ale za każdym razem oferuje inne rozwiązanie. Udowadnia dzieciom, że da się zachować oryginalność przy wymyślaniu kolejnych scenek opartych na jednym schemacie. Przy okazji też uruchamia różne sposoby budzenia śmiechu, ale to akurat będzie widać po efektach lektury. „Słoń w autobusie” to książeczka, którą da się również potraktować jako ćwiczeniową czytankę. Wierszyki są krótkie i łatwo wpadają w ucho (trochę szkoda, że nie udało się uniknąć czasownikowych rymów gramatycznych), szybko mali odbiorcy się więc ich nauczą. Stąd już prosta droga do samodzielnego poznawania liter i czytania. Bez stresu, bez przymusu, za to z radością i z ciekawością. Dzieciom bardzo potrzebne są takie tomiki.

David Tazzyman to autor ilustracji. Skłania się ku kreskówkowym obrazkom, ale celowo niestarannym, trochę infantylizowanym przez nierówne kontury, zamaszyste kreski i celową brzydotę części postaci. Tworzy komiczne karykatury, trafiając bez problemu do najmłodszych. Przy „Słoniu w autobusie” nie nudzi więc również i oglądanie całości – to ważne, bo tomik przy ograniczeniu warstwy tekstowej sprawdza się jako picture book. „Słoń w autobusie” to propozycja dla wszystkich dzieci. Rozbawi, dostarczy pożywki wyobraźni, przyzwyczai do książek. Ponadto przypomina o roli absurdu w bajkach – to coś, co przysporzy autorce fanów. Do „Słonia w autobusie” przekonają się szybko również rodzice – ten tomik nie jest bowiem męczący ani przewidywalny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz