Zakamarki, Poznań 2016.
Kto wie lepiej?
Z taką sytuacją zetknęło się chyba mniej lub bardziej świadomie każde dziecko, Albert Albertson tym razem wychowywać będzie raczej dorosłych. I bardzo dobrze, bo jeśli o uszczęśliwianie najmłodszych chodzi, dorośli czasem kierują się niewłaściwymi przesłankami. Albert kończy właśnie sześć lat i z tej okazji odbędzie się uroczyste przyjęcie. Chłopiec wie, kogo chce zaprosić – i mówi o tym tacie oraz ciotce, która zapala się do zorganizowania kinderbalu. Tyle że i tata, i ciotka mają własne wyobrażenia na temat listy gości. Później okazuje się też, że ciotka wie, jakie zabawy zaproponować kilkulatkom. Jedyny plus jej działań to duża liczba tortów – tak duża, że nawet rozbrykane dzieci nie są w stanie wszystkich zjeść. Albert nie może zdecydować, kogo zaprosić, w co się bawić czy – w co się ubrać. Czy wobec tego uzna przyjęcie za udane?
Gunilla Bergström zwraca uwagę na ważny problem. Dorośli działają tu wprawdzie w dobrej wierze, ale kompletnie tracą z oczu dziecko, dla którego wszystko się odbywa. Zdanie Alberta w ogóle się nie liczy – i gdyby nie fakt, że chłopiec ma szansę zorganizować własne „przyjęcie” na swoich zasadach dzień później, miałby spore powody do frustracji. Ciotka w ogóle nie potrafi słuchać, jest apodyktyczna – mimo dobrych chęci. Najgorsze, że trudno znaleźć sposób, żeby w ogóle wyjaśnić jej niewłaściwość takiego postępowania. Albert ma prawo czuć się pokrzywdzony, a wizja przyjęcia bez przyjaciół i ulubionych rozrywek nie napawa optymizmem. Tomik „Urodziny Alberta” to lektura, która może fascynować dzieci. Autorka pokazuje tutaj kolejne etapy przygotowań, nie pomija odświętnego nastroju i przyjemnego czekania na gości. Albert oczywiście dostaje całą górę prezentów, a do tego dzieci czeka sporo zabaw. To, co proponuje ciotka Fela, może stać się podpowiedzią dla rodziców i miłym urozmaiceniem dziecięcych przyjęć. Ale tylko pod warunkiem, że kilkulatki będą przekonane do takiego sposobu spędzania czasu.
Przyjęcie Alberta, jak łatwo się domyślić, zamienia się w chaos i to sensowna kara dla ciotki, która uparła się, żeby postawić na swoim. Zwłaszcza że ta bohaterka najwyraźniej nie rozumie zasad sprawiedliwości w oczach maluchów. Chociaż ilościowo można porównać zielony i czerwony lizak, jakościowo to nie to samo. O takich pułapkach należy zawsze pamiętać, żeby uniknąć niepotrzebnych kłótni i protestów. Na przyjęciu Albert sprawia najmniej kłopotów, ale też nie czuje się tu na miejscu. „Urodziny Alberta” bardzo przydadzą się rodzicom, którzy i dzisiaj w organizowaniu przyjęć starają się po prostu rywalizować z innymi dorosłymi, a nie biorą pod uwagę zdania pociech.
Tym razem tekst w książeczce jest bardziej rozbudowany (chociaż składa się z krótkich zdań), ale część wyjaśnień autorka przerzuca bezpośrednio do rysunków. Nie opisuje na przykład reguł poszczególnych gier czy rozgardiaszu, jaki robi się przy nieudanej zabawie, woli to pokazać na wymownych rysunkach. Dzieci będą same odkrywać przesłanie danego wątku i wyciągać wnioski, a czasami też ćwiczyć sztukę opowiadania. Na urodzinach Alberta tematów do dyskusji nie zabraknie. Autorka bardzo sprytnie połączyła to, co dzieci ucieszy – czyli opowieść o urodzinowym przyjęciu – z tym, co może zmartwić, a co jest też trudne do wyjaśnienia dorosłym. Albert Albertson tym razem przeprowadza odbiorców przez sytuację o dwojakim wydźwięku. Autorka proponuje celną historyjkę, po którą najmłodsi chętnie sięgną – rezygnuje za to ze schematów i przewidywalnych wydarzeń. Kolorowa książeczka, którą najmłodsi poznawać będą razem z rodzicami, okazuje się bardzo ważna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz