środa, 10 sierpnia 2016

Disney, Pixar: Gdzie jest Dory? Złota księga

Egmont, Warszawa 2016.

W oceanie

Tomik „Gdzie jest Dory” bardzo skrótowo traktował o historii małej rybki cierpiącej na zaniki pamięci krótkotrwałej: wystarczająco, żeby przypomnieć scenariusz filmu, ale i szybko, tak, żeby nie znudzić fanów kreskówek opisami. W „Złotej księdze” historia poszukiwania rodziców okazuje się bardziej rozbudowana, pojawiają się tu dodatkowi bohaterowie oraz szczegóły, na jakie wcześniej nie było miejsca. Odbiorcy poznają też w miarę pełną historię Dory, z uwzględnieniem czasów nawet przed „Gdzie jest Nemo”.

Drugoplanowa postać w dawnym hicie kinowym teraz wyrasta na gwiazdę za sprawą nowych tęsknot, uniwersalnych i zrozumiałych dla wszystkich odbiorców. Dory dawno zgubiła się w oceanie i świadoma jest swojej pamięciowej ułomności. Przydała się bardzo przy poszukiwaniach Nemo i znalazła prawdziwych przyjaciół. Teraz przychodzi pora na to, by i ona zyskała pełnię szczęścia. Instynkt podpowiada jej o istnieniu rodziców, a strzępki informacji wystarczają, by mała stęskniona rybka wyruszyła w wielką podróż. W przemieszczaniu się po oceanie pomagają jej różne stworzenia. W tym świecie wrogiem może być tylko człowiek, i to człowiek wolny od złych zamiarów. Punktem przełomowym w wyprawie Dory staje się bowiem schwytanie przez pracowników stacji badawczej: teraz dopiero rybce grozi zniszczenie odważnych planów. Co z tego, że uczeni chcą pomagać i przysłużyć się środowisku, jeśli ich cele stoją w sprzeczności z celami małej bezbronnej rybki, która w dodatku nie może powiedzieć im o planach czy nadziejach. I tym razem z pomocą przychodzą stworzenia wodne – ośmiornica Hank przydaje się na stacji, nur Becia zapewnia transport drogą powietrzną. Nie wolno zapominać o fokach czy o wielorybicy zaprzyjaźnionej z Dory. W tej wzruszającej historii wszyscy łączą siły, żeby pomóc małej bohaterce w osiągnięciu założeń. Dory musi spotkać się z rodzicami, jeśli ma być szczęśliwa. W momencie, w którym zaczęło jej tego brakować (czyli uświadomiła sobie potrzebę), zmieniło się przecież jej życie.

„Złota księga” to najszersza z opowieści o przygodach Dory i jako taka może już funkcjonować jako samodzielna książka, nie tylko dodatek do scenariusza filmowego. Opisy są tu większe i dokładniejsze niż w „Gdzie jest Dory”, a historia obejmuje większy wycinek czasu, tak, by odbiorcy mieli możliwość jak najpełniejszego poznania relacji. W tomiku wiele jest emocji obliczonych na najmłodszych odbiorców – to w końcu do nich kierowana jest familijna historyjka, na co wskazuje nawet nadrzędny temat (poszukiwanie rodziców).

Duży tom z twardą piankową okładką zapowiada od początku graficzną ucztę. Jak w przypadku tomiku „Gdzie jest Dory”, tak i tutaj na pierwszy plan wybijają się olbrzymie i pełne kolorów grafiki. Zapomina się o kreskówce, gdy przedstawiają podwodne krajobrazy – ale rolą ilustracji jest tu również rozbawianie czytelników czy angażowanie ich w akcję. Dory ma wokół siebie wielu przyjaciół, a każdy z nich to możliwość wprowadzania innych żartów rysunkowych czy niespodzianek do odkrywania przez dzieci. Tę książkę przeczyta się dosyć szybko, ale warstwa graficzna to możliwość przedłużenia bycia w filmie. Dla maluchów to jak powrót do kina i do rzeczywistości, które Disney i Pixar zgodnie wyczarowują. Oczywiście książka na bazie filmu to zawsze produkt uboczny i marketingowy, sposób na wykorzystanie całej medialnej machiny – ale „Złota księga” to produkt w pełni zadowalający dzieci (i prawdopodobnie ich rodziców), bardzo ładna książkowa realizacja opowieści. To tomik do czytania, ale i do oglądania, budzący podziw ze względu na wielkoformatowe ilustracje przez cały czas towarzyszące opowieści. „Złota księga” to jeden z lepszych wyborów dla fanów filmu „Gdzie jest Dory”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz