Egmont, Warszawa 2016.
Rodzeństwo
Sisters pokazują, na co je stać. Wendy i Marine w swoich codziennych przekomarzaniach i pomysłach są bardzo prawdziwe, ten komiks jest jak rejestr typowych scenek z życia rodzeństw. Wendy jest nastolatką, ale nie na tyle dorosłą, żeby ostatecznie wyrzec się dziecięcych przyjemności i zachowywać spokój w odpowiedzi na zaczepki Marine. Marine z kolei to kwintesencja kilkulatki, która może – dzięki starszej siostrze – zajrzeć do nieodległej przyszłości. Dziewczyny bardzo się kochają, ale od czasu do czasu muszą się sprzeczać, choćby dla zachowania równowagi (i upewnienia rodziców, że się kochają). Znajdują mnóstwo sposobów, żeby sobie dokuczać, zupełnie niegroźnie.
Piesek dziadków, pozostawiony na kilka dni pod opieką Wendy i Marine, pokazuje, że sister można wytresować. Poza tym Marine odkrywa, ile zdziała płaczem, zachwyca się pięknem kamieni i udaje, że nie zależy jej na ukochanej maskotce. Wendy zna wady swoich rówieśniczek (kiedy trzeba je obrzydzić Marine), wymyśla sposób na opanowanie strachu przed klasówką z matematyki i na zajęcie młodszej siostry. Kiedy Wendy i Marine są razem, to już prawdziwy koncert pomysłów i wyścig podstępów. W tej rywalizacji szanse są wyrównane, a każda z postaci potrafi wykorzystać trafne obserwacje i wrodzony spryt. Umieją wyciągać wnioski z codzienności, a efekty ich działań zwykle są komiczne. Sisters to nieustający pojedynek dwóch bliskich sobie postaci. Tomik „Wszystko gra” jest już czwartym zestawem dobrze puentowanych historyjek. I okazuje się, że Cazenove i William wciąż mają pomysły na twórcze prowadzenie bohaterek. Nie powtarzają się, a chociaż czasami pomagają sobie przez wprowadzanie nowych tematów – w tym wypadku to najpierw piesek dziadków, a później zima – poruszają się w jasno określonym kręgu motywów. Wybryki Wendy i Marine czasem kończą się kompletnym wyczerpaniem, innym razem satysfakcją jednej ze stron. Nie ma tu okrucieństwa czy znęcania się, nawet najbardziej ostre konflikty mieszczą się w granicach zwykłych rodzinnych scenek. Owszem, autorzy posługują się karykaturą, przede wszystkim po to, żeby wyolbrzymić uczucia postaci i ich reakcje. We „Wszystko gra” znajdzie się wiele powodów do śmiechu. Tutaj powtarza się znany z poprzednich części cyklu rytm, jedna strona to jeden komiks, jedna zgrabnie puentowana historyjka. Z rzadka są to pełnostronicowe kadry, częściej opowiastki z nieoczywistymi finałami. Cazenove i William operują stereotypem rodzeństwa, a przecież unikają męczącej przewidywalności. Bardzo często udaje im się ukryć intencje bohaterek aż do rozwiązania akcji, co sprawia, że po serię sięga się z taką samą przyjemnością jak po przygody Calvina i Hobbesa czy Fistaszki – to jest bez względu na wiek.
We „Wszystko gra” akcja toczy się wokół pomysłów Wendy i Marine – dużo rzadziej pojawia się tu Maksencjusz oraz przyjaciółki starszej dziewczynki. Rodzice są zwykle poza kadrami i ujawniają się, by podkreślić, o co toczy się gra. Bohaterki mimo zróżnicowania wieku lubią się bawić, unikają też zgodnie obowiązków domowych iw tym są bardzo kreatywne, a każda wykorzystuje inne, dostępne sobie środki. Autorzy operują w tych komiksach komicznymi niespodziankami, odnoszą się do znanych odbiorcom sytuacji. Wendy i Marine zawsze popisują się wyobraźnią, nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. To bohaterki z młodzieżowego kolorowego komiksu, ale warto im się przyjrzeć. Tomik zawiera bardzo ciekawe obserwacje socjologiczne. Przygotowany jest tak, by dostarczać rozrywki, ale nie przestaje przy tym być prawdziwy i uniwersalny. Wendy i Marine powinny trafić do szeregu satyrycznych komiksowych postaci dla wszystkich spragnionych zabawy. To humor na wysokim poziomie i czytelnicy szybko przekonają się do całego cyklu. „Wszystko gra” to celny obraz rodzeństwa, pełen dobrych żartów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz