Egmont, Warszawa 2016.
Zielona szkoła
W Szuminie ciągle dzieje się bardzo dużo, tak, że Klara ledwo nadąża z opisywaniem najważniejszych spraw. Teraz na przykład w stajni pojawia się malutka haflingerka, osierocona przez mamę Majka. To kolejny koń, który znajdzie schronienie i przyjaźń – bohaterkę pod opiekę wezmą nie tylko ludzie, więc Majka dość szybko zapomni o smutkach, a tęsknotę rozproszy życzliwość innych koni. Sama Klara dostrzega u siebie nadmierną skłonność do płaczu: dorasta i wiele rzeczy traktuje bardziej emocjonalnie. Tymczasem humory Niny uspokoiła przeprowadzka do babci. Ale żeby w Szumińskich Łąkach nie było nudno, Agnieszka Tyszka sprowadza grupę z zielonej szkoły. Dzieci, pod wodzą apodyktycznej Przeborki, mają spędzać czas z daleka od cywilizacji. Ich pomysły są czasem dziwaczne, a czasem śmieszne, ale niemiłe zachowanie jednej z dziewczynek sprawia, że Klara musi interweniować. Agnieszka Tyszka przypomina jeszcze o dobrodziejstwach internetu: pani Kwaczek planuje rozpocząć sprzedaż kaczych jaj i ma na to świetny marketingowo pomysł. Po raz kolejny w serii wszyscy udowadniają, że zaściankowość może być jedynie stanem umysłu, a nie pochodną miejsca zamieszkania.
Dobre są minipowieści z serii Koniki z Szumińskich Łąk. Tyszka dba o to, by cały czas coś się w nich działo, a przy okazji zajmuje się ważnymi społecznymi troskami. Wprowadza motywy istotne dla nastolatków, a także dzieci – pokazuje, że niekiedy powinny brać sprawy w swoje ręce, a nie czekać na decyzje dorosłych. Tłumaczy, jak aktywizować lokalne społeczności i tworzyć szanse na zaistnienie, czy chodzi o zdobycie pieniędzy na szczytny cel, czy o pomoc nękanym lub smutnym. Ta autorka nie udaje, że wszystko zawsze będzie idealne i ułoży się po myśli czytelników. Kreatywnie podchodzi jednak do problemów i daje przykład, jak się z nimi rozprawiać. Pod tym względem Szumińskie Łąki to sielanka. A przecież na porządku dziennym są tu sprzeczki (także między oddanymi przyjaciółkami), pojawiają się zarzuty i pretensje. Ważne jednak, że bohaterki chcą i potrafią o tym rozmawiać, nie obrażają się na siebie za słowa prawdy, a mogą wypracować kompromisy.
Agnieszka Tyszka nie boi się pisania o trudnych sprawach, ale i tak część z nich przerzuca na konie (które prowadzą własne monologi wewnętrzne). To dynamizuje akcję i pozwala unikać przewidywalności. Ludzie i tak mają bardzo dużo pracy z ogarnięciem swoich spraw. Dzięki rozdwojeniu narracji autorka buduje więź z bohaterami (i to więź międzygatunkową), wprowadza elementy bajkowości, co w powieści tego rodzaju jest dosyć ważne. A przy okazji ułatwia sobie tworzenie kolejnych części, samodzielnych mimo zgrabnego połączenia w cykl.
„Majka” to książka pisana z humorem. Tyszka ma dużą wprawę w tworzeniu krótkich i treściwych historyjek dla dzieci i młodzieży – a w Konikach z Szumińskich Łąk czuje się coraz lepiej. Pozwala na to, by każda postać inaczej manifestowała twórcze pomysły i by każda miała swoje zdanie, które potrafi w razie czego obronić. Nie chce za to, by w Szuminie komukolwiek działa się krzywda, więc wszelkiego rodzaju minorowe nastroje starannie rozpracowuje. „Majka” pokazuje, że można skomplikowane kwestie wyjaśniać dzieciom w prosty sposób. Ta książka również rozwija wyobraźnię, zachęca do działania i do zmieniania spraw, z którymi w najbliższym otoczeniu trudno się zgodzić. Podsuwa wiele atrakcyjnych i gotowych rozwiązań, ale przede wszystkim dostarcza dzieciom rozrywki. To powieść nie tylko dla miłośników koni oraz kucyków – Tyszka zajmuje się przede wszystkim troskami ludzi. A robi to tak, że warto jej posłuchać. W „Majce” sprawy istotne dla społeczności mieszają się z dziecięcymi nadziejami oraz zestawem silnych uczuć. Do tego autorka dokłada przygodę i to gotowy przepis na sukces.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz