czwartek, 28 lipca 2016

Lucy Dillon: Dobry uczynek

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Pamięć

Po krótkich i nieco popowych obyczajówkach Lucy Dillon wreszcie zaczyna nasycać swoje odbiorczynie narracją, chociaż w „Dobrym uczynku” przeplata zaledwie kilka równoległych wątków. Odwołuje się w tej powieści do motywu stosunkowo już częstego w obyczajówkach, którym przyda się nieco wstrząsów, czyli do kwestii krótkotrwałej amnezji. Ten zabieg pozwala autorce na stworzenie całej historii i budowanie napięcia w tomie, co owocuje przyjemną lekturą. Do tego dochodzą jeszcze tematy realizowania odważnych marzeń, pracy nad stałym związkiem czy zaufania – traktowane trochę inaczej, bo jako tło relacji.

Wszystko ma swój początek w małym i niemodnym już pensjonacie, rodzinnym interesie męża Libby. Bohaterowie po sporym kryzysie muszą opuścić Londyn i dotychczasowe życie, wyremontować przybytek i liczyć na to, że możliwość przebywania w nim z psami przyciągnie wielu klientów. Jeśli tak się nie stanie, Libby i Jason będą mieli poważny problem. Na razie jednak zaprzątają ich kwestie remontowe oraz matka Jasona, która nie potrafi pogodzić się ze zmianami. W ten wstęp zupełnie niechcący wdziera się młoda kobieta, ofiara wypadku samochodowego. Kiedy odzyskuje przytomność, nie ma torebki, telefonu ani świadomości, kim jest. Nie pamięta nic, cały rok sprzed wypadku uległ zatarciu. Wie tylko, że szła do pensjonatu, którego adres ma przy sobie.

I tak akcja w „dobrym uczynku” toczy się dwutorowo. Z jednej strony jest Libby, z problemami małżeńskimi i nawarstwiającym się pensjonatowym zmartwieniem, które odsłania coraz głębsze wyznania. Lucy Dillon trochę naśmiewa się z miastowych marzących o o odrestaurowaniu wiejskiej posiadłości i czerpaniu dochodów z turystów (i z miłej, niewymagającej wysiłku pracy). Wątek, który często staje się kanwą krzepiących obyczajówek, tu ujawnia dużo mniej romantyczną stronę. Dla Libby hotel to nie tylko przyjemne zadania w rodzaju doboru nowego wyposażenia. To, co dzieje się na placu boju, wyzwala głębokie konflikty między nią, Jasonem i teściową. Libby jednak ma jeszcze na tyle siły, by zająć się troskliwie poszkodowaną kobietą i kibicować jej w powrocie do zdrowia. Nieznajoma szybko włącza się w sprawy hotelu, ale mnożą się na temat jej tożsamości pytania.

Jest ta powieść dobrze skomponowana pod kątem wrażeń, jakich dostarcza czytelnikom. Utrata pamięci to dość oczywisty chwyt scenariuszowy, ale tu całkiem nieźle działa, wprowadza odrobinę mroczniejszych uczuć do opowieści. Rzecz jasna w zakresie tolerowanym przez odbiorczynie, które szukają wciąż rozrywkowych obyczajówek. Tutaj czasami bohaterki postępują niezgodnie z opiniami i przekonaniami czytelniczek, próbują walczyć o to, co nie do uratowania, albo cierpliwie znoszą sytuacje, w których nie powinny milczeć. Lucy Dillon sugeruje jednak, że gdzieś poza powieściową akcją tkwią przyczyny takich zachowań, nie pozostawia bohaterek w próżni. Sporo wydarzeń to konsekwencje czegoś, co już się stało – Dillon zwraca uwagę na efekty działań. To także pomaga w zaangażowanym śledzeniu akcji.

Jest „Dobry uczynek” powieścią z pomysłem. Autorka nie rzuca się na oczywistości, podprowadza akcję pod konkretne schematy, ale umie je zmieniać w nową jakość. Uruchamia ciekawe międzyludzkie relacje: tutaj czym innym są proste zauroczenia, a czym innym motyw zaufania, niezależnie od stanu znajomości. A że akcja rozłożona jest na sporo małych perypetii, czytelniczki powinny być bardzo zadowolone. „Dobry uczynek” nie narzuca od pierwszych stron optymistycznego podejścia do życia, ale stopniowo i spokojnie wprowadza w trudną rzeczywistość postaci. Narracja sprawia, że bardzo łatwo się tu rozgościć. Lucy Dillon tym razem uruchomiła celne tematy, a i warsztat pisarski bestsellerowej autorki, co zaowocowało bardzo udaną obyczajówką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz