czwartek, 9 czerwca 2016

Magdalena i Sergiusz Pinkwart: Drakulcio ma kłopoty. Klątwa faraona

Akapit Press, Łódź 2016.

Okoliczności

Drakulcio dalej walczy o wymarzonego smartfona, ale już nie tylko opisuje, co mu się przydarzyło, w notesie od dziadków. Teraz jeszcze stara się udowodnić swoją niewinność, a to zadanie o większym stopniu trudności. Zwłaszcza że w oczach dorosłych to przeważnie Drakulcio odpowiedzialny jest za rozmaite kataklizmy. Gdzie się pojawi, tam coś się dzieje. Stąd zresztą tytuł serii – Drakulcio ma kłopoty. Ma. Bez przerwy.

Tomik „Klątwa faraona” to zestaw kilku różnych historyjek, w których mały bohater pada ofiarą dobrych intencji. Najpierw mama proponuje rodzinny wypad nad morze na weekend – i nie można mieć Drakulciowi za złe, że angażuje się w ratowanie zwierząt przeznaczonych do odstrzału podczas polowania organizowanego dla zamożnych gości. Później mały bohater kupuje znienawidzonej kuzynce Annie-Marii pluszową łasicę (żeby dziewczynka mogła wreszcie zostać damą, więc – znowu w dobrej wierze). Podczas gradu, który przerywa dyktando, to Drakulcio otwiera okno, żeby nałapać lodu – później działają już tylko siły natury (nieokiełznane). Wreszcie ukoronowaniem tej części przygód staje się wycieczka do muzeum i zaginiona mumia.

Rodzice i nauczyciele Drakulcia dość łatwo ulegają sugestiom, potrafią oskarżyć chłopca bez poznania wszystkich okoliczności. Jednak kiedy sam bohater opisuje swoje przygody, potrafi udowodnić, że wszystko jest wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, w którym Drakulcio staje się przypadkową ofiarą. W „Klątwie faraona” dzieje się bardzo dużo, akcja przez cały czas się zmienia – i to znów powrót do ulubionych przez dzieci historyjek nie powiązanych (czy nieograniczonych) jednym tematem. Magdalena i Sergiusz Pinkwartowie wykorzystują nakreślone wcześniej charaktery Drakulcia i jego kolegów (a czytelnicy, którzy nie znają poprzednich części, dzięki „biograficznym” notkom na początku każdej książki łatwo odnajdą się w sytuacji). Tu liczy się śmiech i energia. Autorzy stawiają na coraz bardziej zamaszyste scenki – jak inwazja dzikich zwierząt na hotel. Takie widowiskowe obrazki sprawiają, że o przygodach Drakulcia chętniej się czyta. Im więcej konfliktów, starć i niewinności bohatera, tym śmieszniej. Do tego po raz pierwszy Pinkwartowie wprowadzają delikatnie temat (wcale nie obowiązkowy w literaturze przygodowo-obyczajowej dla najmłodszych) pierwszych nieśmiałych zauroczeń. I w tym doświadczeniu Drakulcio wcale nie jest odosobniony. Na szczęście wątek dołączony jest do opowiadań na tyle subtelnie, żeby nie zmęczyć i nie zniechęcić odbiorców na starcie – pełni raczej rolę komicznego dodatku.

„Klątwa faraona” to krótka książeczka z dynamicznymi fabułami kolejnych opowiadań. Pinkwartowie cieszą dzieci sposobem prowadzenia narracji, ale i ilustracjami, często dialogi wpisują w dymki przy postaciach – a to już rozbija bloki tekstowe i ułatwia dzieciom samodzielne czytanie. Do tego komiksowe rysunki mogą się podobać każdemu kilkulatkowi. Łatwo przekonać się do przygód Drakulcia – i jest to też seria, którą warto podsuwać dla rozrywki uczącym się czytać maluchom. Brawurowo przedstawiane przygody umilą ćwiczenie czytania i przekonają do książek. „Klątwa faraona” pozbawiona jest długich opisów i pouczeń, autorzy wiadomości wplatają mimochodem do rozmów – więc dzieci nie zauważą nawet edukacyjnych wstawek. Kreacja Drakulcia, który przecież zawsze jest grzeczny, tylko okoliczności przeszkadzają mu w udowodnieniu tego – to dowód na zmysł obserwacji, poczucie humoru i nawiązania do popularnych pozycji nie tylko z klasyki literatury czwartej. „Klątwa faraona” to lektura dla najmłodszych idealna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz