piątek, 20 maja 2016

Wojciech Widłak: Pan Kuleczka. Marzenia

Media Rodzina, Poznań 2016.

Filozoficznie

Pan Kuleczka ze swoimi zwierzętami powraca do maluchów dosyć rzadko, na szczęście regularnie. To bohater uwielbiany przez dzieci i ceniony przez dorosłych – potrafi w prosty sposób uświadamiać najmłodszym trudne i często filozoficzne kwestie, nie tracąc przy tym cierpliwości. Króciutkie historyjki, statyczne i nieskomplikowane, to wstęp do dziecięcych rozważań i przygotowanie do snucia poważnych refleksji. Pan Kuleczka dostarcza wartościowego materiału do przemyśleń – a przecież sam nie robi prawie nic. Często po prostu wtrąca się z drobną uwagą, gdy pozostali bohaterowie, pies Pypeć, kaczka Katastrofa i mucha Bzyk-Bzyk nie mogą wpaść na rozwiązanie problemu, chociaż pozostają dość blisko.

Tomik „Marzenia” przynosi dziesięć historyjek, w których marzenia przeplatają się z dziecięcymi fantazjami. Marzyć można o największej świątecznej choince, która wymagałaby zrobienia dziury w suficie, marzyć można o złapaniu piórka (ale uwaga: piórko w tym samym czasie może marzyć o wolności!), marzyć można i o jesieni – po długim lecie. Kaczka Katastrofa marzy, żeby nauczyć się jeździć na prawdziwym rowerze, bez bocznych kółek i kijka. Nawet zabawa w piracki skarb uruchamia marzenia. Marzenia w tym tomiku są wszechobecne. Ale nie przekreślają też refleksji nad dorastaniem czy przemijaniem – Wojciech Widłak nawet nie musi nazywać tych procesów, wystarcza, że zasygnalizuje ich istnienie, że zaznaczy nietypowe odczucie wkradające się wkradające się między te dawno zdefiniowane.

Opowiadania z tomiku są cenne ze względu na lekcje od bohaterów. Zwierzęta są trochę jak dzieci, Pan Kuleczka – jak cierpliwy i wyrozumiały rodzic. Pozwala swoim podopiecznym samodzielnie wyciągać wnioski z przeróżnych obserwacji. Prowadzi Wojciech Widłak narrację tak, żeby i odbiorcy wpadali na podobne co bohaterowie przemyślenia. Lubi też zamykać opowiastki wyrazistymi puentami. Najbardziej w kolejnych historiach skupia się na ich atmosferze: przygotowuje w ten sposób grunt do odkryć. W domu Pana Kuleczki wszystko wydaje się naturalne – i na swoim miejscu. Nie ma tu nadmiaru zabawek, jeśli bohaterowie zajmują czymś czas, to są to raczej praktyczne codzienne czynności. Do naturalnych należą częste i długie spacery, ale i nuda – na przykład wtedy, gdy pada deszcz. Nikt się nie buntuje, nikt nie tęskni za komputerami, telewizorem czy hipermarketami z mnóstwem konsumpcyjnych pokus. Bohaterowie z przygód Pana Kuleczki okazują się ponadczasowi przez swoje oderwanie od cywilizacyjnego pędu. Zapewniają międzypokoleniowe porozumienie i dostarczą silnych wrażeń, chociaż autor nie wprowadza tu brawurowej akcji ani wstrząsów fabularnych. „Marzenia” nadają się więc i dla najmłodszych dzieci – tych, które jeszcze nie podchwycą sensu poruszanych tu zagadnień – z uwagi na kojący ton, ale i na „atrakcje” z najbliższego otoczenia.

Elżbieta Wasiuczyńska w ilustracjach rezygnuje z konturów, bo kształty wyznacza kolorami (pastelowymi, lecz o wielu odcieniach) i światłocieniami. Wykorzystuje łagodne, dziecięce i zaokrąglone formy, stawia na prostotę, którą przełamuje grą barw. Dobrze wczuwa się w klimat tych historyjek, trudno byłoby wyobrazić sobie Pana Kuleczkę w innym ujęciu. Wasiuczyńska próbuje walczyć z modnymi w literaturze dla dzieci trendami ilustracji kreskówkowych lub „trójwymiarami”: chce kształtować gust najmłodszych przez dobrze przemyślane prace – zapewnia więc dzieciom (oraz ich rodzicom) powody do estetycznych zachwytów. „Pan Kuleczka. Marzenia” to tomik, który stworzony został na przekór rynkowej bylejakości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz