czwartek, 19 maja 2016

Humphrey Carpenter: J. R. R. Tolkien. Biografia

W.A.B., Warszawa 2016.

Zwykłe życie

Humphrey Carpenter stoi przed dwoma sporymi wyzwaniami, przystępując do stworzenia biografii J. R. R. Tolkiena. Pierwsze wiąże się z niepochlebną opinią Tolkiena na temat czytania dzieł przez pryzmat życiorysu ich twórcy. Drugie – to fakt, że uczony, który wstrząsnął zbiorową wyobraźnią i na trwałe zapisał się w historii literatury fantastycznej prowadził całkiem nudne życie, z pewnością niewolne od silnych wzruszeń – ale bardzo mało medialne. Ale na rynku pojawiło się właśnie trzecie wydanie biografii Tolkiena – bo czytelnicy i fani i tak chcą poznać szczegóły egzystencji profesora, a sam tom jest całkiem dobrze napisany, mimo braku materiałowych fajerwerków.

Nie o Tolkiena chodzi czytelnikom, a o „Władcę Pierścieni” i „Hobbita”, z czego Carpenter zdaje sobie sprawę. Konstruuje więc książkę z dwóch części, celowo pomijając motywy krytycznoliterackie. W pierwszej właściwie wyczerpuje temat egzystencji Tolkiena, w drugiej skupia się na jego pracy nad powieściami. W obu zachowuje tradycyjny dystans badacza, mimo że pamięta o przyjemnościach czytelników i usiłuje dla nich wydobyć dramaturgię z wątków życiorysowych. Po konwencjonalnym wprowadzeniu dotyczącym dzieciństwa, Carpenter na dłużej zatrzymuje się na czasach młodości Tolkiena. Zwłaszcza nakreśla temat językowych badań i fascynacji, które później znalazły ujście w książkach fantasy. Śledzi filologiczne poszukiwania i sam rytm pracy, co składa się na charakterystykę Tolkiena. Ten przystanek w opowieści rzuca światło na późniejsze rozwiązania i wybory pisarskie, chociaż udowadnia też odbiorcom, jak mało widowiskowe były działania Tolkiena – mimo efektu rozpalającego wyobraźnię masowej publiczności. Jest w tym próba dotknięcia tajemnicy Tolkiena, ale i chęć zamaskowania banału codzienności. W młodych latach pojawia się też wielka miłość – i przyszła żona profesora. Edith może wzbogacić książkę nie tyle sercowymi dylematami, co iście szekspirowskim oddzieleniem zakochanych – w dalszej części opowieści pozostanie równie monochromatyczna jak Tolkien. Sam Humphrey Carpenter nie ma wątpliwości, że taka historia nie może być ciekawa (nawet mimo dobrej narracji). W pewnym momencie dociera do końca życiorysu Tolkiena – próbuje nawet odtworzyć jego dzień z obowiązków rozłożonych na różne dni, żeby uświadomić czytelnikom, że nic więcej z tematu wykrzesać się nie da. I zamiast tu zakończyć (przez co uzyskałby krótką i mało ciekawą książkę, w dodatku boleśnie konwencjonalną), przechodzi do historii książek Tolkiena. Przedstawia jego analizy i prace nad wydaniami, przygląda się decyzjom wydawców i sytuacjom na rynku, sprawdza, co najbardziej pasjonowało lub inspirowało autora. Nie dokonuje krytycznych analiz dzieł ani porównań recenzji czy opracowań, zajmuje się samą pracą nad powieściami – w oderwaniu od tego, co stało się potem, gdy Tolkien zawojował świat. Co pewien czas przywołuje postać C. S. Lewisa, ale na pierwszym miejscu stawia swojego bohatera. Carpenter zachowuje się inaczej niż wielu dzisiejszych autorów biografii. Odrzuca zapychacze: konteksty kulturowe, biografie bliskich, zbędne dane – wybiera konkret, ogniskuje uwagę na Tolkienie i ani na moment nie daje się rozproszyć. Pisze dobrze, tak, by czytelnikom uświadomić codzienność bohatera tomu i aby nie znużyć ich powtarzalnością zjawisk. Oddala też bałwochwalcze postawy. Do zneutralizowania tomu z pewnością przyczynia się również pogląd Tolkiena na biografie. Należy jednak też pamiętać, że czerpał Carpenter jeszcze ze strukturalistycznych wzorców – to one porządkują tekst. A książka może działać tylko jako dopełnienie fenomenu Tolkiena, spokojny i rozsądny głos na temat egzystencji skontrastowanej z wykreowanymi w literaturze światami.


10. urodziny taniaksiazka.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz