piątek, 18 marca 2016

Maciej Orłoś: Tajemnicze przygody Meli

Jaguar, Warszawa 2015.

Równowaga

„Tajemnicze przygody Meli” autorstwa Macieja Orłosia to książeczka złożona z prostych historii, jakie dawniej opowiadało się dzieciom przed snem. Miesza się w nich rzeczywistość znana dziecku-bohaterowi z bajkowością. Pięcioletnia Mela dostaje od ukochanego dziadka mały kawałek bursztynu. Bursztynek ma magiczne właściwości, potrafi spełniać niewypowiedziane życzenia, ale i wyciągać dziecko z tarapatów. Mela wie, że kiedy ma przy sobie ów skarb, nic jej nie grozi – zwłaszcza pech. To oznacza, że staje się mniej czujna (a może po prostu jeszcze nie dorasta do przezorności i umiejętności przewidywania skutków swoich działań). Bursztynek bardzo się przydaje i to w różnych sytuacjach. Raz sprowadza wróżkę wręczającą najpyszniejsze lody w pięciu smakach, raz – krasnoludka, który pomoże odnaleźć zgubę i przy okazji trochę poduczy dziewczynkę z zasad bezpieczeństwa. Przechowywany w kieszeni skarb dodaje też pewności siebie, gdy jest to najbardziej potrzebne.

Maciej Orłoś nie wykracza w tym tomiku poza standardowe fabułki, ale wykazuje się dobrym zmysłem obserwacji jeśli chodzi o dzieci. Wie doskonale, że doraźna przyjemność w postaci lodów będzie najlepszym dowodem na działanie prezentu od dziadka. Zdaje sobie sprawę, że zaabsorbowane jedną myślą dziecko zapomni natychmiast o regułach bezpieczeństwa – portretuje Melę w sposób, który wyda się kilkulatkom przekonujący, mimo że zachowuje się jak wszystkowiedzący i zdystansowany narrator.

W tomiku jest zaledwie pięć przygód Meli, a każda niesie ważne przesłanie. W „Różowym wózku” dziewczynka dowiaduje się, że nie wolno porzucać swoich zabawek bez opieki ani znikać mamie z oczu bez uprzedzenia, poznaje również zasady bezpiecznego przechodzenia przez ulicę. Dla odbiorców jest pouczająca w tym, czego nie robi – dzięki narratorowi oraz krasnoludkowi. Opowiadanie „Mela i smoczki” pozwala oduczyć maluchy korzystania z tych przedmiotów – smoczki też chciałyby wreszcie mieć trochę spokoju. Kiedy Mela spotyka Bolka i Lolka, trafia się okazja do odrzucenia (przynajmniej odrobinę) telewizji i bajek animowanych – w końcu dużo lepiej jest przeżywać przygody niż tylko je oglądać na ekranie). Wreszcie „Dzień Dziadka” to pomysł na rodzinną zabawę i opanowanie tremy: Mela bardzo chce wystąpić w przedszkolnym przedstawieniu, ale nie wie, czy sobie poradzi. W dodatku ma dla dziadka wielką niespodziankę.

Orłoś umiejętnie łączy bajkę i rzeczywistość kilkulatków. Jego Mela przeżywa prawdziwe emocje bez względu na obecność (lub jej brak) bajkowych bohaterów. To, co najważniejsze, rozgrywa się bowiem poza sferą fantazji i jako takie w ogóle nie podlega dyskusji. Mała dziewczynka zaprasza do swojej codzienności i wcale nie musi być oryginalna czy niezwykła – ważniejsze są jej przygody. Opowiadania zamieszczone w tomiku są proste i przepełnione rodzinnym ciepłem: w domu Meli wszyscy się kochają, nie ma kłótni ani nieporozumień. Dziewczynka nie musi martwić się niczym, pod warunkiem, że w kłopoty nie wpędzi jej natychmiastowe realizowanie każdego pomysłu. „Tajemnicze przygody Meli” nie są tajemnicze, chyba że za sprawą ingerencji bajkowych istot w egzystencję bohaterki. Ale takie rozwiązanie jest przecież w bajkach jak najbardziej naturalne i nie przeszkadza w przeżywaniu opowieści najmłodszym odbiorcom. Maciej Orłoś opowiada dzieciom bajki na dobranoc, powraca do dawnego sympatycznego zwyczaju i udowadnia, że to znacznie ciekawsze niż śledzenie programów telewizyjnych. Mela jest bohaterką w starym stylu, dzieckiem, które ma szansę przeżyć bajkowe dzieciństwo bez tak modnych w dzisiejszej literaturze czwartej motywów patologicznych. Orłoś pozwala tej postaci na doświadczanie szczęścia właściwie bez ograniczeń, a to przyciągnie do niego dziecięcych czytelników i dorosłych szukających przyjemnych lektur dla swoich pociech. Ten autor znajduje równowagę między fikcją i rzeczywistością oraz rozrywką i morałami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz