Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.
Rzeczywistość
Łamigłówki mogą stać się elementem fabuły, wiedzą o tym od dawna autorzy powieści detektywistycznych. Ale niewielu odbiorców przypuszczałoby, że na fabularną zabawę da się zamienić picture booki, gdy, które w dużej mierze opierają się na magii ilustracji. Nasza Księgarnia po raz kolejny proponuje tomik, który może zmienić postrzeganie dziecięcych zabaw i stanowi prawdziwe wyzwanie bardziej nawet dla młodzieży niż dla dzieci. „Detektyw Pierre w labiryncie. Na tropie skradzionego Kamienia Chaosu” to publikacja, która przede wszystkim uczy odbiorców cierpliwości i przejmuje minifabułki z komputerowych zręcznościówek. Do tego imponuje opracowaniem graficznym.
Na początku czytelnicy poznają bohaterów: detektyw Pierre mieszkający w Operyżu i jego przyjaciółka muszą ścigać tajemniczego Pana X, złodzieja-widmo, podążając za nim setkami uliczek, ścieżek i tras. Zadania wyznaczone są na każdej rozkładówce (a reguły podane na początku tomiku). Ale znalezienie Pana X to nie jedyny cel kolejnych stron. Odbiorcy dostają też inne prośby o pomoc czy wyzwania: przemierzając szlaki, muszą zbierać odpowiednio punktowane przedmioty, pomagać mniej ważnym bohaterom (wprowadzanym ze względu na koloryt lokalny), szukać, węszyć i ratować świat przed złem. Zadania są pomyślane tak, by sprawiały jak najwięcej trudności, ale też – by dawały ogromną satysfakcję, kiedy już uda się je zrealizować. Bo autorzy są tu bezwzględni i gdyby nie podany klucz odpowiedzi, wielu czytelników mogłoby porzucić rozwiązywanie zadań przed czasem. Z drugiej strony – gdyby nie podany klucz, można by traktować tomik jako wyzwanie konkursowe dla całych zespołów specjalizujących się w łamigłówkach i kreatywnych zabawach.
Trzeba więc w książce podążać za sprytnym złodziejem a intryga w typie noir polega nie na literackich, a na rysunkowych popisach. Drobne tekstowe komentarze nadają smaku całości i stanowią pomost między literaturą, graficznymi łamigłówkami i grami komputerowymi. Cała reszta rozgrywa się na ogromnych ilustracjach zapełnianych mikroskopijnymi szczegółami w stylu, który chciałoby się określić komiksowo-realistycznym. W gęsto zabudowanych przestrzeniach nie ma już mowy o prezentowaniu twarzy ludzi: to tylko sylwetki różniące się ubraniami. Wrażenie chaosu powiększa fakt, że jest tu nawet precyzyjnie narysowany bruk ulic. Od detali mieni się w oczach, a każda rozkładówka przynosi inny temat. Raz to ulice, raz widok rynku z parasolami z ogródków kawiarnianych, ogromny zamek, miejskie sklepy czy święto balonów. Zmienia się sceneria, zmienia się kolorystyka, nie zmienia się sposób rysowania: perfekcyjne miniatury kojarzą się raczej z hiperrealizmem ilustracyjnym niż z łamigłówkami: to popis ilustratorski, a dopiero w dalszej kolejności zabawa angażująca uwagę. Chociaż „Detektyw Pierre w labiryncie” to publikacja przygotowana jako użytkowa (zapewniająca rozrywkę i pomagająca ćwiczyć spostrzegawczość) – nie da się przejść do porządku dziennego nad stroną graficzną, ta oszałamia i pokazuje, jak wiele niespodzianek skrywać się może w picture bookach. W dodatku nie zostało w tej pozycji nic z infantylizmu czy bajkowości – książka wypada bardzo „poważnie”, nawet mimo zadań rodem z dziecięcych przygodówek (a i zestawu emocji wpisanych w krótkie komentarze – nie jest to składnik obowiązkowy, ale przypomina, na jaki rodzaj rozrywki obliczona została ta książka).
Tomik, który na polski rynek wprowadza Nasza Księgarnia, pokazuje, że picture booki nie muszą trafiać jedynie do najmłodszych, istnieją też produkty (dość niszowe), które zaintrygują starszych i przyzwyczajonych do tradycyjnych lektur odbiorców. Tu ciekawe jest, poza modyfikowaniem i komplikowaniem wyzwań, również wykorzystanie konwencji labiryntowych łamigłówek do artystycznych pokazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz