Wydawnictwo Kobiece, Białystok 2015.
Przez życie
Takie tragedie zawsze dotykają „innych” i zawsze brzmią zbyt obco, żeby w ogóle dopuszczać ich prawdopodobieństwo w codziennym życiu. Amy Purdy wiedziała, jak reaguje się na wiadomość, że nastolatek w wyniku infekcji stracił obie nogi: spotkało to jednego z miejscowych. Ale nie przypuszczała, że sama też będzie wkrótce nosić protezy. „Na własnych nogach” to wypadkowa literatury szpitalnej oraz sportowej. Z okładki uśmiecha się do odbiorców ładna młoda kobieta, której elegancka sukienka eksponuje kosmiczne protezy nóg. Ale już na tylnym skrzydełku okładki ta sama kobieta prezentuje nie protezy a rewelacyjną figurę. Bo Amy Purdy mimo nieszczęścia nie poddała się. Musiała zweryfikować życiowe plany, ale choroba pozwoliła jej jeszcze bardziej czerpać z życia.
Autorka (ghostem jest Michelle Burford) krótko i rzeczowo prezentuje siebie z młodości i burzliwy, błyskawiczny przebieg zapalenia opon mózgowych, w wyniku którego przeszła śmierć kliniczną i dokonała wyboru – żyć czy odejść. Opowiada o scenach ze szpitala i o powrocie do codzienności – już bez nóg. I tu zaczyna się właściwa historia, która z powodzeniem zmieściłaby się w sportowej serii Galaktyki. Bo Amy Purdy zaczyna stawiać sobie dla wielu zdrowych ludzi nierealne cele. Najpierw oczywiście pokonuje ból, ucząc się chodzić w protezach – ale już wkrótce zamierza przejść pod ołtarz na ślubie siostry. Mało tego – w nadchodzącym sezonie zimowym zapalona snowboardzista chce z powrotem stanąć na desce i zjeżdżać ze stoków. Nie słyszała wprawdzie o nikim, kto po amputacji obu nóg uprawia jeszcze ten sport, ale przecież może stać się prekursorką. I tak od treningów do występów przed kamerami lub na wybiegu (Purdy sprawdza się też chętnie jako modelka), od marzenia do marzenia i od wyzwania do wyzwania, aż po bycie celebrytką (występ w „Tańcu z gwiazdami”) – życie Amy Purdy nabiera rozpędu. Autorka nie stroni od klimatu ploteczek: prezentuje na przykład swój pierwszy seks po operacji, pisze też o tym, że dzięki protezom może regulować swój wzrost i numer buta, co cieszy ją zwłaszcza przy okazji wyprzedaży. Nie wstydzi się i nie kreuje na ofiarę – zresztą nie ma do tego powodów, prowadzi bardziej intensywny tryb życia niż spora liczba czytelników, a i przyjemności doświadcza o wiele więcej. Zaraża entuzjazmem, swoim przykładem pokazuje, że nawet z największych tarapatów da się wyjść.
Zresztą w pewnym momencie autorka przyznaje, że została zaproszona do wygłoszenia mowy motywacyjnej i mimo początkowych obaw odnalazła się w tym stylu. Częściowo przemyca w książce nawyki z tego gatunku: zachęca do wprowadzania zmian, do odwagi radości życia. Pokazuje, jak dużo udało jej się osiągnąć, a pozostaje przy tym sympatyczna i szczera – nie ma w jej kreacji nic, co zniechęcałoby do zapoznawania się z historią. Czytelnicy szybko zaczynają Purdy zwyczajnie kibicować, cieszyć się jej licznymi radościami i przekonywać się, że nie warto się poddawać.
Książka Amy Purdy prowadzona jest według jasno określonych reguł: wiadomo, że prowadzi do optymistycznego finału i że po drodze czytelnikom zostanie zaprezentowany szereg problemów do przezwyciężenia. Amy Purdy opowiada w skrócie o swoim życiu prywatnym, przedstawia partnera czy plany związane z fundacją – ale przez cały czas zależy jej najbardziej na motywowaniu innych i na budowaniu energetycznej narracji. Odnosi sukces także jako autorka budujących zwierzeń – a „Na własnych nogach” to książka, która dostarcza prawdziwej przyjemności podczas czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz