Egmont, Warszawa 2015.
Pułapka
Bardzo dziwną przygodę tym razem przeżywają Tintin i kapitan Baryłka. Wsiadają na pokład pewnego samolotu, bo wybierają się na kongres do Sydney. Nie mają jednak pojęcia, że spotkają tam groźnych przestępców, zdecydowanych na wszystko. Bandyci są uzbrojeni i bezwzględni, co oznacza, że przyjaciołom grozi olbrzymie niebezpieczeństwo. Zwłaszcza gdy samolot trafia na wyspę, która – według zapowiedzi – ma stać się grobem dla bohaterów. Tym razem Tintin znajduje się w poważnych tarapatach. Są z nim jednak ludzie, którzy nie przejmują się perspektywą rychłej śmierci, a nawet nie rozumieją swojej opłakanej sytuacji. W całą historię trudno byłoby uwierzyć, zwłaszcza że i tak pod koniec bohaterowie zostaną poddani hipnozie, a ich pamięć wyczyszczona z niosących adrenalinę wspomnień. Na wyspie zdarzy się bardzo dużo – szantaże, strzelaniny, uwięzienia – wszystko, co stanowi trzon historii sensacyjno-kryminalnych w niemal telegraficznym skrócie. A że Tintin i kapitan Baryłka nie zawsze dadzą radę przechytrzyć przeciwników, w ratunku będzie im niekiedy musiał pomagać Miluś – na którego bandyci również czyhają. Hergé wybiera tym razem gęstą od wydarzeń akcję.
Ponieważ podróżuje z przyjaciółmi profesor, który źle słyszy i każdą wypowiedź przekształca po swojemu, na tym opiera się podstawowa płaszczyzna humoru w książce. To dowcipy wyłącznie dla najmłodszych czytelników, a często powtarzane w tym zeszycie: do tego stopnia, że mogą w końcu znieczulić nawet dzieci. Hergé decyduje się tu na emocjonującą akcję i sceny mrożące krew w żyłach – nie ma czasu na tworzenie bardziej wyszukanych żartów czy sztuczek. Rozrywki dostarcza przez skomplikowaną dość kryminalną fabułę i nie chce mieszać do tego tematu innych, zwłaszcza sprzecznych z nim elementów. Tintin wpada w pułapkę – a to nie czas na komizm.
„Lot 714 do Sydney” to komiks rozbudowany pod względem tekstowym. Hergé nie wszystko pokazuje w rysunkach, znaczną część wyjaśnień przerzuca albo do narracji, albo do długich wypowiedzi bohaterów. Wtedy mniej skupia się na kształcie rysunków: skoro i tak większą część kadru zajmuje tekst, nie trzeba troszczyć się o detale tła. Takie rozwiązanie z reguły rozczarowuje miłośników komiksu, za to jest konieczne z chwilą, gdy nie ma jak zaprezentować dawnych wydarzeń, bez których rozumienie akcji staje się niemożliwe. U Tintina postacie przerzucają się istotnymi informacjami, zdradzają swoje intencje i tłumaczą zachowania, które mogłyby być zwłaszcza dla dzieci nieczytelne. Hergé przez to nie kłopocze się o jasność przekazu, a skupia na intrydze. Pracy ma dość dużo: tworzy wielopiętrowy komiksowy kryminał z uwzględnieniem konfrontacji z rasowymi przestępcami – tak, żeby nikt nie zarzucił tomikowi rozwiązań oczywistych, mdłych czy dydaktycznych. I chociaż dzisiaj przygody Tintina i tak wydają się ugładzone i nienaturalne, dzieciom i nieświadomym gatunkowych schematów mogą przypaść do gustu.
Ponieważ mimo ograniczenia do jednej wyspy jest tu wielu bohaterów, Hergé indywidualizuje ich język. Każda postać ma tu swoje przyzwyczajenia i nawyki, ktoś się zacina, ktoś podkreśla r, ktoś bez przerwy kicha – to pozwala wyłowić postacie z całej masy bohaterów, a pełni też funkcję rozrywkową dla dzieci. „Lot 714 do Sydney” bowiem mimo nastawienia na akcję straszyć nie może – Hergé dobrze o tym wie. Dzięki nadawaniu postaciom indywidualnych rysów charakteru, wymowy czy zachowania, ucieka od tendencyjności i schematycznych rozwiązań, przynajmniej w planie postaci. Przygody Tintina mają pokazywać maluchom rozrywkowy potencjał kryminału – dodatkowym atutem będzie więc budowanie zróżnicowanych typów postaci. To dobra odskocznia dla zawsze wzorowego Tintina, a i ciekawy trening wyobraźni. Na przykładzie Tintina można sprawdzić, jak literatura czwarta czerpie z dorosłych gatunków. To zawsze inspirujące doświadczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz