Media Rodzina, Poznań 2015.
Pierwsze spojrzenie
Dotąd podstawowym tomem przydatnym jako źródło refleksji nad literaturą czwartą i interpretacji jej osiągnięć był „Cudowne i pożyteczne” Bettelheima. Teraz publikacja Grzegorza Leszczyńskiego „Wielkie małe książki. Lektury dzieci. I nie tylko” ma szansę trafić do sfery refleksji nad wydawniczymi propozycjami dla najmłodszych. Grzegorz Leszczyński w apetycznym tomie dzieli się spostrzeżeniami na temat literatury dziecięcej i młodzieżowej, czyli podejmuje się niezwykle trudnego zadania. Dokonuje prywatnej selekcji materiałów i próbuje przedstawić zasady rządzące literaturą czwartą w XX i XXI wieku. „Wielkie małe książki” pisane są bardziej nawet z perspektywy czytelnika niż badacza literatury – autorowi-eseiście zależy zwłaszcza na wychwyceniu charakterystycznych dla nowych czasów cech w tej twórczości – a i na podkreśleniu motywów najbardziej uniwersalnych.
Leszczyński przygląda się różnym odnogom literatury dziecięcej, sporo miejsca poświęcając pierwszym wierszykom, kołysankom, baśniom oraz literaturze fantasy. To wątki bardzo bezpieczne, bo mimo że od czasu do czasu wywołują głośne dyskusje, zostały już omówione w literaturze przedmiotu, więc też istnieje dla autora cały szereg tez, punktów odniesienia czy komentarzy. Bardziej jednak liczą się tu literackie odpowiedzi na klasykę, nowe pomysły, które pozwolą dowolnie modyfikować znane opowieści. Grzegorz Leszczyński próbuje udowodnić, że wciąż jeszcze elementy zakorzenione głęboko w kulturze wpływają na pisarskie wybory nam współczesnych autorów. Przytacza kilka interpretacji znanych baśni, żeby pokazać wyzwalane przez bajki emocje – oraz zakodowane w nich prawdy o człowieku. Przygląda się bohaterom i rozwiązaniom fabularnym, zajmując jednoznaczne stanowisko w kwestiach rozpalających opinię publiczną. Tłumaczy przy tym wpływ książek na dzieci. Chociaż w pierwszym momencie autor prezentuje upadek tradycyjnej książki jako wartości dla społeczeństwa, dość szybko daje się pochłonąć lekturowym historiom i do książek wraca. Do fabuł dokłada istotne motywy – między innymi temat dobra i zła, rozbitych rodzin czy inicjacji seksualnej. Pewne jest dla niego jedno: nie można pozwalać dzieciom na czytanie książek nudnych.
Dużo swobodniej Leszczyński czuje się wśród bohaterów sklasyczniałych. Nie wiadomo do końca, na jakiej podstawie wybiera autorów współczesnych – czasem jest to klucz popularności (Rwling z Harrym Potterem lub Gainman z Koraliną), czasem – twórcy, którzy wkraczają już do kanonu lektur (Kasdepke, Onichimowska). Wiadomo, że autor nie lubi książek-gadżetów, brokatowych i przesłodzonych wytworów machiny marketingowej – ale trudno odrzucić wrażenie, że przez nieustanne powroty do przeszłości traci możliwość pełniejszego opisania literacko-wydawniczego tu i teraz, a właśnie takiej analizy literatura czwarta pilnie by potrzebowała.
„Wielkie małe książki” czyta się jak świadectwo lekturowe, zestaw przemyśleń czytelnika zamkniętych w zgrabnych i erudycyjnych esejach. Grzegorz Leszczyński odchodzi od naukowego dyskursu na rzecz dzielenia się wrażeniami i refleksjami, stara się wciągnąć w rozważania o książce dla dziecka odbiorców. Chciałoby się, żeby pisał dalej, żeby nie zatrzymywał się nad tym, co już ocenione i przeczytane, ale żeby podejmował próbę scharakteryzowania kolejnych pokoleń bohaterów. Udowadnia przecież, że twórczość dla dzieci potrzebuje również świadomych odbiorców, zdolnych do podjęcia rzeczowej dyskusji. A przy tym prowadzi z lekka baśniową opowieść o roli książek, zajmuje się tematem przez większość dorosłych dyskredytowanym – a robi to w sposób, który niemal wymusza powrót do opowieści z dzieciństwa. „Wielkie małe książki” to tom potrzebny i cenny, ale jest dopiero jednym z pierwszych kroków na drodze do poznawania dziś powstającej literatury czwartej: Leszczyński zaostrza apetyty na dalsze odczytywanie książek dla najmłodszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz