Iskry, Warszawa 2015.
Legendy o legendzie
Ktoś o egzystencji tak barwnej i bogatej w anegdoty jak Bolesław Wieniawa-Długoszowski w opracowaniu tak niezłomnego tropiciela ciekawostek i gawędziarza jak Mariusz Urbanek – to połączenie musi zaowocować książką niezapomnianą. I to bez względu na rzeczywiste zainteresowanie historią: Urbanek dał się już poznać jako autor niebanalnych publikacji z zakresu literatury faktu. Tomem „Wieniawa. Szwoleżer na Pegazie” udowadnia swoją silną pozycję na rynku wydawniczym. Wydaje się, że Mariusz Urbanek każdy życiorys będzie umiał przenieść w atrakcyjną dla odbiorców narrację. Tu sięga po bohatera już za życia owianego legendą i świadomie kreującego własny wizerunek, traktuje więc pracę biografa prawie jak artystyczną szansę. Pisze o Wieniawie tak, jakby był świadkiem jego pomysłów i postaw. „Wieniawa” staje się lekturą lepszą niż beletrystyka, chociaż pod pewnymi względami równie starannie komponowaną.
Cała sztuka polega na czarowaniu opowieścią. Urbanek nie tworzy przyciężkiego dzieła, w którym liczą się wyłącznie suche fakty. Anegdotom i dowcipom przyznaje równorzędne prawo bytu w słusznym przekonaniu, że dobrze obrazują tytułową postać. Zresztą motyw humoru w kreacji Wieniawy byłby niemożliwy do uniknięcia, a sam autor kilka razy udowadnia, że dobroduszne kpiny daje się odczytywać jako wyraz aprobaty czy sympatii. Nawet w przesadzonych historiach powracają elementy ważne przy prezentowaniu osobowości. Do tego komizm z niestarzejących się anegdot przenika i do narracji. Wieniawa portretowany z wprawą, rzeczowo ale i żartobliwie, to zjawisko, od którego trudno będzie się uwolnić. Urbanek zabiera czytelników w klimatyczną podróż w czasie. Wrażliwy na dawną obyczajowość, umiejętnie przekazuje atmosferę międzywojnia czy gwar kawiarni literackich. Wieniawa interesuje Urbanka jako żołnierz, jako „człowiek Piłsudskiego”, ale i jako… artysta. Przebieg jego twórczych poszukiwań obrazują obszerne fragmenty wierszy. Bywa zresztą, że to Wieniawa staje się bohaterem satyr – i to Urbanek pieczołowicie odnotowuje. Nie musi zdawać się na wyobraźnię odbiorców, ukazuje im wizerunek tak oryginalny, że aż jak z powieści historycznej. Urbanek odtwarza rozmaite zachowania Wieniawy, podąża za swoim bohaterem, bo wie, że nawet w pozornie najnudniejszym momencie znajdzie anegdotę, punkt zaczepienia dla przewrotki w tekście. I nie zawodzi się, bo Wieniawa-Długoszowski zawsze pozostaje sobą. A to oznacza, że nie daje się wtłoczyć w schematy zachowań, słynie z niekonwencjonalnych pomysłów i cieszy kreatywnością. „Niewielu udało się pogodzić dwie tak sprzeczne z sobą rzeczy: wojskową dyscyplinę i artystyczne rozwichrzenie” – pisze Mariusz Urbanek i na tej dychotomii rozpina obraz Wieniawy. Unika jednak wewnętrznych sprzeczności dzięki temu, że doskonale zna swojego bohatera i docenia nawet mitotwórcze opowieści jako składnik życiorysu. Wieniawa w świadomości odbiorców funkcjonuje w roli człowieka nietuzinkowego i wolnego od ograniczeń wszelkiego rodzaju. Urbanek na światło dzienne wydobywa go w najbardziej ludzkiej rozrywkowej postaci – chociaż nie odbiera Wieniawie powagi w tematach patriotycznych. Warto zwrócić uwagę na to, że Urbanek lubi i umie opowiadać zajmująco. Bezbłędnie puentuje kolejne ciekawostki, sam bawi się znalezionymi (obszerna bibliografia!) relacjami. „Wieniawę” po prostu dobrze się czyta – ale Urbanek przyzwyczaił już przecież odbiorców do takiego stanu rzeczy. Z jego biografiami – przyjemnie spędza się czas, bez względu na to, kogo akurat dotyczą. Więc kiedy bohaterem tomu staje się człowiek o nietypowym sposobie bycia, takiej profesji i charakterze, Urbanek mógłby jedynie dopełnić historię. Jednak ten autor dodaje do narracji ton, dzięki któremu całość wybrzmiewa jeszcze lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz