poniedziałek, 28 września 2015

Krzysztof Kowalewski w rozmowie z Juliuszem Ćwieluchem: Taka zabawna historia

Wielka Litera, Warszawa 2015.

Wyznania kontrolowane

W „Takiej zabawnej historii” zabawnych historii zbyt dużo nie ma. Krzysztof Kowalewski zaczyna od mocnych scen z czasów wojny. Tu wspomnienia naturalistyczne nadają ton opowieści i wykluczają beztroskę. Kowalewski w powrotach do dzieciństwa przywołuje obrazki szokujące dorosłych (bardzo interesująco wypada kontrast między ocenami z perspektywy dziecka i dorosłego, w zwykłych, to jest pozbawionych ekstremalnych przeżyć, doświadczeniach trudniej jest wyłapać tego typu niuanse). „Taka zabawna historia” to spowiedź aktora utrzymana w konwencji wywiadu-rzeki. Juliusz Ćwieluch częściowo kieruje się w prowadzeniu rozmowy konwencjami gatunku i proponuje, żeby zacząć od najwcześniejszych wspomnień, pyta o matkę i o egzaminy do szkoły teatralnej. Przywołuje najbardziej rozpoznawalne role i wysłuchuje anegdot ze sceny. Tu „Taka zabawna historia” rzeczywiście będzie dostarczać rozrywki.

Ćwieluch jednak nie zadaje sobie trudu, żeby poszczególne rozmowy ciąć i sklejać w nowe tematyczne całości. Przedstawia serię opowieści aktora, co przypomina cykl spotkań odbywanych w celu napisania książki. Każde spotkanie ma wyznaczony odgórny temat, jakby punkt zaczepienia dla artysty – ale czasami niektóre wspomnienia się przenikają, aktor powraca do silniejszych wspomnień i przytacza je wtedy, gdy są mu do czegoś potrzebne. Dzięki temu czytelnicy poczują więź z bohaterem tomu, staną się jego powiernikami i wsparciem.

Krzysztof Kowalewski wie, że panuje moda na wywiady-rzeki, wie, że powinien zaprezentować odbiorcom coś ze swojej przeszłości, coś z przemyśleń i uczuć. Wie też, że ta konwencja na razie zastępuje autobiografie, więc kto zdecyduje się rozmawiać o swoim życiu, ten musi odsłonić również część niewygodnych prawd. Krzysztof Kowalewski jednak panuje nad tym, co opowiada. Zdarza się, że odbiorcy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej, a aktor ucina dalsze wywody stwierdzeniem, że już wystarczająco dużo wyznał. Zdarza się też, dla równowagi, że Kowalewski opowiada znacznie więcej, niż by się spodziewali czytelnicy. Tak jest między innymi z motywem małżeństwa z piękną Vivian. A przecież aktor bywa też dyskretny, nie interesują go skandale.

„Taka zabawna historia” to również książka, w której dużo jest innych. Kowalewski nie skupia się na sobie, chętniej przedstawia kontekst własnych wyborów. A że Ćwieluch pozwala mu kierować rozmową, bardziej towarzyszy jako słuchacz i „fatyczny” rozmówca, sporo o Krzysztofie Kowalewskim czyta się między wierszami. To publikacja, w której obaj autorzy znaleźli wygodną metodę prezentowania przeszłości. Oczywiście „Taka zabawna historia” nie zastąpi opracowań biograficznych, będzie zaledwie wskazówką do pracy nad kompletowaniem życiorysu. Pozwala za to lepiej poznać Krzysztofa Kowalewskiego. W tej publikacji widać indywidualny styl, książka okazuje się – mimo wstępnych wojennych „przygód” – bardzo sympatyczna. Każdy temat zajmuje tu krótki rozdział, więc czyta się książkę szybko. Zresztą Krzysztof Kowalewski niechętnie rozwija swoje wypowiedzi. Stawia na konkrety, krótkie i rzeczowe komentarze. Nie lubi zbędnego filozofowania, pamięta o czytelnikach: żeby ich nie zanudzać, sięga po motywy wyraziste i z różnych powodów ważne. Nie należy autor do gawędziarzy ani do artystów upajających się brzmieniem własnego głosu. W związku z tym opowie więcej niż łatwo błądzący myślami koledzy po fachu. Nie trzeba chyba tłumaczyć, dlaczego „Taka zabawna historia” na tej realizacji zyskuje. Wielka Litera wchodzi na rynek wywiadów-rzek całkiem udaną propozycją wpisującą się w modę na aktorskie wyznania, a równocześnie nie kopiującą rozwiązań z publikacji pop. Krzysztof Kowalewski trafi tą książką do swoich fanów – ale przecież nie tylko, bo nie jest to typowa reklama autora czy próba przypominania o sobie.

1 komentarz:

  1. Lubię Kowalewskiego jako aktora. Chętnie kiedyś przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń