czwartek, 3 września 2015

Jerzy Bralczyk: Mój język prywatny

Iskry, Warszawa 2015 (wyd. II).

Słowo-bohater

„To ja mam rządzić słowami, nie one mną” – podkreśla Jerzy Bralczyk w jednej z miniatur zamieszczonych w tomie „Mój język prywatny”. Rzadko się zdarza, żeby książki o tematyce językoznawczej doczekiwały się wznowień, tym bardziej cieszy, że po przeszło dekadzie ten swoisty językowy pamiętnik wraca na księgarskie półki. A ponieważ to rodzaj lektury niestarzejącej się, „Mój język prywatny” cieszyć będzie kolejne pokolenia czytelników. Nawet kiedy już zmiany w sposobie wysławiania się zajdą tak daleko, że pomysły autora stracą rację bytu: bo krótkie teksty z tego tomu da się odczytywać również jako utwory literackie, inteligentne i przewrotne zabawy brzmieniowo-znaczeniowe.

Jerzy Bralczyk z zasobów słownikowych wybiera słowa, których na co dzień się nie analizuje, słowa-podpory i słowa-błahostki. Buduje z nich nowe niby definicje, artykuły hasłowe z uwzględnieniem sensu, barwy znaczeniowej i zawartości emocji. Każdy tekst oparty jest na zwielokrotnieniu wybranego słowa-hasła aż do przesady: do momentu, w którym „bohater” zaczyna dziwić się sobie. Bralczyk z jednej strony rozsmakowuje się w melodii takiego utworu z powtarzającym się refrenem o zmiennych przesłaniach, z drugiej natomiast pokazuje szerokie możliwości stosowania słowa, przykłady użycia. Pamięta o znaczeniach potocznych i o roli intonacji – wszelkie słowne metamorfozy potrafi ująć w zwięzłym i celnym tekście. Mało tego: każdą miniaturkę, każdy mały hołd dla danego słowa opatruje jeszcze prawie satyryczną puentą. Nie dla popisu układa te łamisłówka (chociaż też), a dla dowcipnych klauzul. Zaskoczenia biorą się tu z powtórzeń i z ciągłego przyglądania się językowym możliwościom. Bralczyk bierze słowa pod lupę, sprawdza, jak spisują się pozbawione „ważniejszych” fraz, wyciągane na pierwszy plan. Wynajduje wyrazy, które zwykle ukrywają się przed badawczym spojrzeniem, udają nieważne i maskują swoją rolę w konstrukcjach składniowych.

Wiele w tym tomie zabawy. Bralczykowi radość sprawia eksponowanie pojedynczych słów i układanie z nich całych historii. Trudno sobie wyobrazić lepsze (i pełniejsze) przykłady użycia wybranych haseł, ale w całości chodzi o zabawę właśnie – i to zarówno o zabawę autora, jak i o uśmiech czytelników. Na lingwistycznych popisach nie kończy się jednak zawartość książki. Zwykle językoznawcze minifelietony autor poprzedza krótkim, jednoakapitowym i osobistym wprowadzeniem. Jerzy Bralczyk przedstawia siebie przez słowa: przyznaje się do słownikowych upodobań i słabości, do leksykalnych skojarzeń, cech charakteru i towarzyskich wyborów. Pokazuje rezultaty własnych pasji, dzieli się osobistymi refleksjami, wspomnieniami czy anegdotami. Czasem popada w tony nostalgiczne, o wiele częściej jednak pozostaje żartownisiem, nie tracąc nic ze swojego autorytetu.

Książka „Mój język prywatny” to bliskie spotkanie ze słowami. Jerzy Bralczyk udowadnia nią, że każdą fascynację można przedstawić w sposób atrakcyjny i dla laików. W tym wypadku liczy się też próba przypomnienia odbiorcom o pięknie i smaczkach ojczystego języka – Bralczyk może na nowo budzić zainteresowanie słowami. „Mój język prywatny” to słownikowa rozrywka na wysokim poziomie, nietypowe ujęcie typowych słów. A te słowa, proste i niedoceniane, w roli bohaterów tekstów rozkwitają, stają się imponujące ze względu na bogactwo znaczeniowych odcieni. To nie jest lektura tylko dla polonistów – to wyzwanie dla każdego, kto ciekawy jest niuansów językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz