Zezowaty pech
„Kiedy po ulicach spaceruje stuprocentowa historia, zwykłemu człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak tylko śmierć z zachwytem w oczach”, twierdzi Lejzorek, mały i ubogi krawiec, ofiara zarówno wielkiej polityki, jak i drobnych niegodziwości możnych tego świata. To bohater, który szczęścia w życiu zaznać nie może: będzie egzystować, miotany po różnych krajach i zupełnie bezsilny wobec losu, ale nie dostanie szansy na poprawę swojej sytuacji, choćby i nauczył się cwaniactwa. Bo szczęście zarezerwowane jest dla wyżej postawionych, a ci z kolei potrzebują Lejzorków do zapewnienia sobie taniej rozrywki, a i do utrzymania poczucia wyższości. Litość Lejzorek obudzi tylko w widzach, zdystansowanych od czasów i obyczajów z tomu Erenburga: nigdy w sobie współczesnych. Dla nich Lejzorek pozostanie popychadłem. Majątku nie zbije: rozmnażanie królików kończy się na pierwszej parze, reklama tranu owocuje zapłatą w postaci jednego sucharka i dwóch szklanek mleka dziennie. W wędrownym cyrku Lejzorek może co najwyżej dublować chorą na bronchit małpę. „Biedacy nie mają nic prócz głodnego serca. Bogaci mają wszystko, lecz serca nie mają”, konstatuje upokarzany bohater. Lejzorek tuła się po Europie, z Homla trafia do Moskwy, stamtąd między innymi do Warszawy, do Królewca, do Paryża czy do Palestyny, jego skazaną na porażki wędrówkę raz po raz przerywają okresy aresztu. Bohater nie ma szans w konfrontacji z wielką polityką. A że mały krawiec wciąż podejmuje wyzwania, przypomina trochę Szwejka w swoim naiwnym optymizmie.
Tę mnogość scen, sytuacji i postaci w Burzliwym życiu Lejzorka Rojtszwańca Stowarzyszenia Teatralnego Badów oddaje dwoje aktorów. Lejzorkiem jest Joanna Fidler. Paweł Pabisiak dorabia całe tło: zamienia się w głupawego rosyjskiego urzędnika, pijanego rotmistrza, żonę właściciela składu aptecznego, naiwnego aktora dziecięcego (choć dwudziestodziewięcioletniego) czy w paryskiego „smakosza i lowelasa”. Metamorfoz dokonuje błyskawicznie i na oczach widzów: nawet kiedy stoi tyłem, czekając na wejście do scenki, istnieje już jako nowa postać. Wystarcza mu drobny gest lub zmiana głosu. Jest równie przekonujący w damskich i męskich wcieleniach: do tych pierwszych czasami przebiera się w rozkloszowane suknie, innym razem wystarczają mu detale: szal czy parasol. Samym sposobem poruszania się może zaznaczyć odrębność charakterów kolejnych postaci. Joanna Fidler wcale nie ma łatwiejszego zadania: jej Lejzorek przechodzi zewnętrzne przemiany: bywa zdruzgotany lub pewny siebie, załamany, wystraszony czy dumny. Wygłasza wielki monolog. Niekiedy bawi, innym razem wzrusza. Lejzorkowi w tym wykonaniu łatwo uwierzyć w głód czy rozczarowania. Z kolei duet Fidler i Pabisiak to już pojedynek, w którym trudno byłoby wskazać zwycięzcę. Dzięki obsadzeniu aktorki w męskiej roli Piotr Bikont uzyskuje dodatkowe płaszczyzny teatralnych smaczków: w tańcu to Lejzorek zachowuje się jak kobieta, w scenie miłosnego spełnienia w kobietę zamienia się Paweł Pabisiak.
Piętrowa konstrukcja i skromne meble pozwalają błyskawicznie zmieniać miejsca akcji. Na dwupoziomowym podeście wyświetlają się plakaty (przypominające o czasowych, kulturowych i geograficznych przeskokach), zamocowane na szczycie koła (jak koła w wieżach szybowych) pomagają w sygnalizowaniu ruchu lub upływu czasu. Podesty mogą być pryczami w więzieniu lub areną slapstickowego pościgu jak w niemym filmie. W Burzliwym życiu Lejzorka Rojtszwańca scenograficzna oszczędność odpowiada temu, co dzieje się z przeobrażeniami aktorów. Za to treść pozostaje w nadmiarze: dwugodzinny spektakl nie jest zbieraniną zabawnych anegdot. Spostrzeżenia natury filozoficznej i wartościowe refleksje przeplatają się tu z rozrywką w równych proporcjach. Doświadczenia Lejzorka zarysowane są fragmentarycznie, ale też rzeczowo, z uwzględnieniem społeczno-politycznego kontekstu, charakteru rozmówców czy towarzyszy niedoli.
Stowarzyszenie Teatralne Badów nie rozczarowuje swoimi pomysłami. Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca to kolejna propozycja zapewniająca spotkanie z teatrem na wysokim poziomie. Piotr Bikont może ze swoimi aktorami zdziałać bardzo dużo, a że do tego ma pomysły na ocalenie literackości bazowych dla scenariusza tekstów, tym lepiej.
tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego "Sztajgerowy Cajtung"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz