wtorek, 18 sierpnia 2015

Jemma Forte: Co by było, gdyby?

Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

Wybory

Bardzo ciekawe podejście do częstego w obyczajówkach tematu małżeńskich rozstań prezentuje Jemma Forte w tomie „Co by było, gdyby”. Zawarte w tytule pytanie służy zwykle budowaniu całych fabuł i motywacji postaci. U Forte bohaterka ma szansę poznać najbardziej prawdopodobne alternatywne scenariusze własnego życia. Nie oznacza to wejścia w klimaty fantastyki: kobieta po wypadku zapada w śpiączkę i to jej umysł podsuwa jej możliwe rozwiązania> Czytelnicy będą poznawać równolegle przeszłość i teraźniejszość Jennifer, a do tego wady i zalety innych decyzji. W zawoalowany sposób sugeruje autorka, że nie ma związków idealnych i zawsze pojawiają się zalążki konfliktów, które, niedostrzeżone w porę, mają moc destrukcyjną.

Jennifer przestała być szczęśliwa z Maksem. Usiłuje ratować małżeństwo – dla siebie i dwójki dzieci. Maks jednak nie pomaga jej w tych wysiłkach, nie rozumie nawet, dlaczego żona czuje się niekochana. Wypadek, który zapoczątkowuje podróż w głąb siebie, zdarza się zresztą również jako niebezpośrednia konsekwencja małżeńskiej scysji. Teraz Jennifer może sprawdzić potencjalne scenariusze. Może wybrać jako swojego partnera Aidana, który oferuje jej dziki i namiętny seks (coś, czego zabrakło w małżeństwie), ale w swojej beztrosce unika stabilizacji. Może wybrać Tima, który wkrótce stanie się obłędnie bogaty – i przy którym nie będzie miała finansowych zmartwień. Może postawić na Steve’a, chłopaka bez skazy (z którym jednak nie zajdzie w ciążę). W każdym z tych związków pojawiają się rysy – z różnych powodów. Raz to wpływ teściowej (lub brak kontaktów z mamą), raz dzieci, oziębłość partnera, rosnące wymagania, którym nie sposób sprostać, zdrady czy pojedynki charakterów. Do sennych rojeń wkrada się prawda, z każdym z tych mężczyzn bohaterka była związana, więc czasem może zastanawiać się, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby nie wybrała Maksa. Sam Maks też zaistnieje w wyobraźni: być może fundując Jennifer powrót do pięknych chwil z czasów, nim związek dopadła rutyna.

Autorka udowadnia, że każdą relację zniszczą w końcu niewypowiedziane pretensje, rozbieżność poglądów czy nieprzewidziane problemy. Szczęścia nie zagwarantują wysokie dochody, dzieci czy spełnienie seksualne: nawet składniki, które wydają się dominujące w zapewnianiu stabilności, mogą zostać zrujnowane przez nieprzewidziane wypadki. Tu Jennifer zdobywa wiedzę, której nie uzyskałaby w żaden inny sposób, skoro na jawie idealizowałaby przeszłe związki i tęskniła za tym, czego jej aktualnie brakuje. Śpiączka podsuwa jej bardzo prawdopodobne obrazy i… scenariusze, o których raczej nie chciałoby się myśleć.

„Co by było, gdyby” to powieść napisana bardzo dobrze od strony stylistycznej. Na początku może się wydawać, że Forte stosuje naiwne zabiegi umoralniające i uproszczenia w narracji, ale tak nie jest: to ciekawa konstrukcja, która umożliwia jak najpełniejszą ocenę sytuacji. Nie ma w tej książce infantylizmu fabularnego ani tanich pouczeń: za to doświadczenia bohaterki – czy raczej jej umysłu pobudzonego wypadkiem – pomagają w dokonaniu przewartościowań i w świeżym spojrzeniu na własne troski. Chociaż Jemma Forte sięga po typowe dla obyczajówek tematy, umie zrealizować je w twórczy sposób i z szeregiem pytań dla czytelniczek. Dodatkowo posługuje się dość przyjemnym, niemęczącym stylem, który nawet melodramaty zamienia w wydarzenia warte uwagi. Jemma Forte pisze książkę wielopłaszczyznową i bogatą w historie z dziedziny damsko-męskiej, a do tego modyfikuje wątki z bestsellerowych czytadeł. Zapewnia odbiorcom rozrywkę, ale i głębszą refleksję na temat międzyludzkich relacji. Opowieść z alternatywnymi scenariuszami dopełnia motywy z bestsellerów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz