niedziela, 23 sierpnia 2015

Charles M. Schulz: Fistaszki zebrane z gazet codziennych i weekendowych 1965-1966

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Podwórko

W „Fistaszkach” poza ogromną dawką humoru jest i sporo goryczy, Charles M. Schulz w ten sposób wprowadza do gazetowych stripów filozoficzną refleksję, której nie można się oprzeć. Nieprzypadkowo na okładce tomu pasków zebranych z lat 1965-1966 pojawia się zamyślony i zasmucony Charlie Brown. Ten bohater, właściciel Snoopye’go, bywa najczęściej odrzucany i krytykowany przez przyjaciół – a nowi znajomi nie są w stanie nawet zapamiętać jego imienia. A jednak Charlie Brown nie funkcjonuje tu jako budząca litość ofiara. No, może poza sytuacjami z meczów baseballowych: kapitan drużyny, która prawie nigdy nie zdobyła punktu, może mieć czasem kryzys.

W „Fistaszkach zebranych” z lat 1965-1966 Charlie obserwuje z bezpiecznego dystansu małą rudą dziewczynkę i marzy o tym, że któregoś dnia podejdzie i zagada do niej. Sally ma problemy z matematyką, a do tego musi nosić przez sześć miesięcy opaskę na oku. Lucy dalej umizguje się do Schroedera. W tym tomie pojawia się też energiczna Peppermint Patty, dziewczynka z drugiego końca miasta. Ma ona poprawić sytuację drużyny, ale nie potrafi zapamiętać imion nowych kolegów. Peppermint Patty wprowadza do opowieści sporo chaosu i śmiechu przy okazji. Za to Snoopy wspina się na swoją budę i zamienia w asa lotnictwa z czasów pierwszej wojny światowej – w wyobraźni wciąż walczy z Czerwonym Baronem. Kiedy nie jest zajęty marzeniami, niezmiennie pomaga ptakom. Tylko od czasu do czasu zachowuje się jak zwykły pies, żeby nie wyjść z wprawy.

Schulz prowadzi równolegle rozmaite opowieści, przez co „Fistaszki” wydają się tomem o spójnej – możliwej do odtworzenia – fabule. Przerywa jeden wątek migawkami z innych, wprowadza przeskoki czasowe i przestrzenne, ale kiedy przedstawi konkretną sytuację, pamięta o niej i po pewnym czasie może ją potraktować jako punkt wyjścia logiczny dla kolejnej opowiastki. Nad postaciami panuje również ze względu na jasno określone charaktery i powtarzalne postawy. Siłą „Fistaszków” niezmiennie jest absurd – dziecięce podwórko rządzi się swoimi prawami, dorośli nie mają tutaj wstępu. Autor w kolejnych paskach przechodzi od nienawiści do przyjaźni, urozmaica zwyczajne zabawy i nie zwalnia tempa nawet wtedy, gdy staje się refleksyjno-melancholijny. Lubi zaskakiwać odbiorców puentami, ale równie chętnie sięga po zdumienie samych bohaterów, dla których akcja może zamienić się w nonsens. Często dochodzi tu do zderzenia światów – kiedy jedna postać przebywa w przestrzeni własnej wyobraźni, a inne nie zdają sobie z tego sprawy.

Tworzenie stripów do gazet wymusza na autorze precyzję myślową i umiejętność akcentowania najważniejszych w danym pasku emocji. Każda drobna historyjka ma tu swój jednostkowy cel – a wiele małych opowiastek składa się na konkretną całość. Schulz wywołuje śmiech na wielu płaszczyznach, co sprawia, że „Fistaszki” można długo odkrywać – i jakby na przekór gazetowej jednorazowości nie są to komiksy do szybkiej i nieuważnej lektury. Dopiero takie zebranie pomysłów autora w jednym miejscu pozwala docenić jego kunszt i cieszyć się obrazem dzieciństwa bohaterów.

„Fistaszki” to niezawodny poprawiacz humoru, zestaw skojarzeń beztroskich i dowcipnych, a przy tym nigdy banalnych. Tu każdy bohater zyska wierne grono fanów i każdemu będzie się kibicować w innej sytuacji. U Schulza jest wszystko – radość i smutek, zabawy i zmartwienia, współpraca i rywalizacja. Te ponadczasowe historyjki narysowane w sposób, który bezbłędnie wskazuje uczucia i relacje między postaciami, to niekwestionowane arcydzieło komiksu i humoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz