sobota, 15 sierpnia 2015

Alice Pantermüller: Pamiętnik Zuzy-Łobuzy. Inwazja królików

Jaguar, Warszawa 2015.

Marzenia

Zuza Piotrowska idzie do czwartej klasy w nowej podstawówce. Nie cierpi gry na flecie i stale się potyka o żółwia Wacka (nie jest zresztą pewna, czy żółw jeszcze żyje, bo od dawna nie wystawiał głowy ze skorupy). Za to najlepsza przyjaciółka Zuzy od przedszkola, Zośka, ma w domu inwazję królików. Zaczęło się od dwóch zwierzątek, które rzekomo były samcami. Teraz po domu kica mnóstwo królików (z wyjątkiem Kulaska, który z powodu przytłuczonych kiedyś tylnych łapek skakać nie może). Zuza i Zośka wpadają na pomysł, jak zbić fortunę na sprzedaży królików. Zresztą przedsiębiorcza dziewczynka próbuje też zarobić wyprowadzaniem psów. Od mamy natomiast dostaje w prezencie dziwny indyjski flet prosty – przy grze na nim dzieją się niewytłumaczalne rzeczy. Do tego dochodzą sprawy dość oczywiste, między innymi spory z rodzeństwem czy z zadzierającą nosa klasową koleżanką. Bo Zuza to typowa przedstawicielka dziewięciolatków, zawsze pewna siebie i zawsze pakująca się w kłopoty. Mama Zuzy uwielbia telezakupy, czasem nabywa czyszczące zęby chrupki, nie zwracając uwagi na to, że to karma dla psów, a nie przysmak dla dzieci. Humor polega tu na komicznych pomyłkach i nieporozumieniach. Zuza ponadto przekręca wyrazy (ale pomyłek nikt nie prostuje, więc pozostanie to zagadką dla małych odbiorców, przynajmniej do czasu, gdy zaczną dostrzegać brzmieniowe podobieństwa i znaczeniowe różnice wyrazów trudniejszych, na przykład limfa i nimfa czy aportowanie i amputowanie).

„Pamiętnik Zuzy-Łobuzy. Inwazja królików” wybiera modne dzisiaj rozwiązania. Przede wszystkim jest to połączenie tekstu i komentarzowych rysunków. Tym razem prosta narracja zostaje tu podwojona drobnymi ilustracjami. Słowa (szczególnie przy wyliczeniach lub emocjonalnych okrzykach) zyskują ikonograficzne odpowiedniki. Może to przyciągać uwagę dzieci lub zachęcać je do dalszego czytania, podobnie jak doświadczenia bohaterki, obliczone nie na pouczanie najmłodszych, a na czystą rozrywkę w stylu pop. Rysunki są tu komiksowe i wzbogacone o drobne opisy. Czasami są dziecięco upraszczane (jak w wypadku przypominających ameby królików). Tu bez przerwy ilustracje wcinają się w tekst, narracja dzieli się na niewielkie akapitowe cząstki. Na obrazkach Zuza prezentuje swoje pomysły.

W książce zastosowane zostało niemal internetowe rozwiązanie: wiele akapitów kończy się emotikonami (w wersji rysunkowej, nie „pisanej”). Buźki z odpowiednimi minami zdradzają emocje i przekonania bohaterki. Zuza jest szczera i do wszystkiego podchodzi z wielką ekspresją. Oczywiście na rysunkach kryją się dodatkowe żarty, na które w narracji nie znalazłoby się miejsca. W ten sposób Zuza działa na czytelników silniej – bo i przez grafiki, niby własne bazgroły.

Alice Pantermüller stara się, żeby Zuza angażowała dzieci i rozśmieszała je kolejnymi nietypowymi pomysłami. Chociaż rzeczy, które dzieją się w fabule, nie należą do zbyt prawdopodobnych, sama bohaterka okazuje się dość przekonująca jako wszędobylskie dziecko. Zuza przeżywa dziecięce przygody, bawi się w wesołym miasteczku, marzy o tym, co ma Zośka, a do tego przez cały czas próbuje się pozbyć znienawidzonego fletu, który, jak zaczarowany, wraca.

„Inwazja królików” to tomik przygotowany dla maluchów – ma je zachęcić do sięgania po lektury dla rozrywki. Daleki jest od moralizowania i wychowywania dzieci. Zuza może tu wymyślać, co tylko zechce: nikt jej nie zabroni beztrosko się bawić. Chociaż momentami ta postać aż przesadza w swojej rozrywkowości, to mankament jedynie dla dorosłych, maluchy szybko podłapią styl autorki i poczucie humoru. Obecność zwierząt w fabule będzie dodatkową atrakcją. Zuza żyje w świecie pełnym zabawnych przypadków i zwariowanych pomysłów. Nie pierwsza to bohaterka tego typu, ale na tyle oryginalna, że zapada w pamięć czytelnikom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz