niedziela, 10 maja 2015

Ewa Kozyra-Pawlak: Liczypieski

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Materiały do liczenia

Obok Elżbiety Wasiuczyńskiej to Ewa Kozyra-Pawlak cieszy jako autorka „materiałowych” ilustracji do bajek. Po nagrodzonym tomiku „Ja, Bobik” przyszła kolej na równie olśniewające „Liczypieski” – książkę, od której trudno oderwać wzrok. Tyle że „Liczypieski” poza literaturą dziecięcą i prezentem dla psiarzy plasują się również w kategorii literatury edukacyjnej, pomagają bowiem dzieciom opanować sztukę liczenia. Niemal mimochodem, bo przecież każdy chce sprawdzić, czy autorka ma rację w kwestii krążących po ulicach piesków – i czy nie pomyliła się w swoich rachunkach. Do tego Ewa Kozyra-Pawlak dokłada wzruszającą i zgrabnie zrymowaną historię.

Samotny starszy pan wiesza na płocie ogłoszenie, że przygarnie psa (lub psy dwa). Na to ogłoszenie reagują psy różnych ras i kundelki, nieszczęśliwe z różnych powodów. Wykorzystują rozmaite środki lokomocji, żeby dotrzeć pod wskazany adres. Chcą znaleźć azyl i człowieka, który je pokocha. Co drugą zwrotkę do opowiastki dołącza kolejny pies, a ich liczbę autorka skrupulatnie odnotowuje w klauzuli ostatniego wersu. Wprawdzie w ten sposób czasami musi odwołać się do rymów banalnych (jeść – sześć), ale daje wyraźny sygnał, gdzie można się zatrzymać i przeliczyć zwierzęta. Sam wierszyk, miejscami naiwny, miejscami z trudem zrymowany, sprawdza się bardzo dobrze. Nie ma w nim męczących schematów, a rytm wygładza współbrzmienia. Dzieci chcą też dowiedzieć się, jak potoczy się historia, a Kozyra-Pawlak nie męczy ich przesadną opisowością. Autorka dba o to, żeby w „Liczypieskach” mali odbiorcy zawsze znajdowali się w centrum wydarzeń. Tu ich uwaga nie ucieka – cały czas skupia się na sympatycznych psich bohaterach i ich zamiarach.

Największe wrażenie w „Liczypieskach” robi jednak strona graficzna. Lewą stronę rozkładówki zajmuje przeważnie plan Psopotu ze specjalnie „psimi” nazwami ulic. To plan misternie wycięty z kawałków materiału, z maleńkimi domkami, dźwigami czy statkami, ze skwerkami i nawet z przykościelnym cmentarzem. a tym planie pojawia się aktualna liczba piesków oraz… sami bohaterowie. Powtarzalność tej części rozkładówki nie przeszkadza, bo prezentowane na niej psy przemieszczają się po ulicach i trzeba czasami ich poszukać. Zdarza się, że błądzą, wjeżdżając w nieodpowiednie uliczki i zawracają – to motyw, którego w tekście nie ma, a który staje się niezawodny w procesie bawienia najmłodszych. Nie mówiąc już o tym, że maleńkie pieski budzą zachwyt.

Prawa strona rozkładówki to miejsce na kolejne zwrotki wierszyka, ale i na powiększenia kadrów. Tu większe pieski pojawiają się w ciekawym otoczeniu – jeżdżą na hulajnogach i rowerach przy lasach, śmietnikach i placach budowy. Oczywiście całe tło – podobnie jak bohaterowie – zrobione jest z rozmaitych tkanin, czasami z wyszytym fragmentem. Ewa Kozyra-Pawlak zachowuje przy tym prawdziwość przestrzeni i postaci – jej pieski mają charakter, jej tła nie są przypadkowymi i standardowymi obrazkami z miast. Tu jest się czemu przyglądać i jest co podziwiać. Cieszy zwłaszcza dopracowanie detali, elementów, na które nawet rysownik nie zawsze zwróciłby uwagę. Ta autorka imponuje nie tylko pomysłami, ale również ich realizacją. Wydaje się, że każdy mógłby układać takie kolaże ze ścinków materiału – jednak u Kozyry-Pawlak wszystko idealnie do siebie pasuje i składa się na pełny prawdziwy świat.

Wzruszające przesłanie samej historyjki sprawia, że książkę docenia się i ze względu na literackie opracowanie, i ze względu na oszałamiającą stronę graficzną. „Liczypieski” mają pomóc maluchom w nauce liczenia. Ale kierowane są do dużo szerszego grona odbiorców – przypadną do gustu dzieciom i dorosłym, stanowią przeciwieństwo bylejakości i banału. Ewa Kozyra-Pawlak po raz kolejny może zaimponować odbiorcom. Wypracowuje sobie ważne miejsce w literaturze czwartej i pokazuje, w jaką stronę mogą iść graficzne poszukiwania.

1 komentarz:

  1. Jak tylko zobaczylam zapowiedz tej ksiazki wiedzialam, ze bedzie swietna i wnioskujac z Twojej opinii nie pomylilam sie. Teraz tylko nie moge sie doczekac kiedy wpadnie w nasze lapki.

    OdpowiedzUsuń