poniedziałek, 27 kwietnia 2015

James Matthew Barrie: Piotruś Pan

Media Rodzina, Poznań 2015.

Piękno Nibylandii

Literatura piękna się nie starzeje – kolejne pokolenia dzieci mają szansę poznawać Piotrusia Pana i jego przygody. Media Rodzina proponuje eleganckie i ciężkie wydanie tej opowieści w znakomitym przekładzie Andrzeja Polkowskiego. Historii Piotrusia Pana i Wendy nikomu nie trzeba przypominać, wystarczy powiedzieć, że Polkowski zabiera czytelników w wielką podróż do Nibylandii i po raz kolejny pozwala doświadczać niezwykłości i podziwiać chłopca, który nigdy nie stał się dorosły.

„Piotruś Pan” to uniwersalna opowieść o dzieciństwie i dorosłości, a także hołd złożony wyobraźni. Andrzej Polkowski stawia w przekładzie na literackość i urok niespiesznej narracji. Nie stara się uwypuklać dowcipów czy podkreślać bajkowego charakteru – a baśniowość jest dla niego ważną wskazówką w wyborze stylu. Polkowski zapewnia odbiorcom czar klasyki bez posmaku staroświeckości, serwuje dobrze przygotowaną narrację wolną od zmanierowania czy stylistycznych nierówności, świetnie radzi sobie z przejściem do Nibylandii i odrzuceniem znanego realnego otoczenia. Jest w stanie za sprawą językowego wyczucia subtelnie nakreślać dziecięce emocje i warstwę przygodową, akcentować brawurę i niemal dostarczać magii świata Barriego. „Piotruś Pan” w tej wersji to nie ekwilibrystyczne popisy translacyjne, a rzetelnie przygotowana opowieść, która istnieje na dwóch płaszczyznach: jako zestaw wydarzeń i jako piękna literacko warstwa tekstowa. Tę pierwszą docenią dzieci, od tej drugiej nie będą mogli się oderwać dorośli. Wprawdzie w pirackich przyśpiewkach Polkowski staje się raczej średni, ale w jego tłumaczeniu to niemal nieistotne dodatki do olśniewającej historii poruszającej wyobraźnię. Polkowskiemu udało się w tym przekładzie ocalić literackość i powagę dziecięcej historii. Nic dziwnego, że „Piotruś Pan” w takiej formie może przetrwać – i to nie tylko jako klasyka literatury czwartej.

Przekład jest tu ważny. Ale równie ważna staje się strona graficzna, którą zajął się Quentin Gréban. Jego Piotruś Pan z zadartym i piegowatym nosem wygląda jak kwintesencja chłopięcości i urwisowatości jednocześnie. Pojedyncze postacie przecinające tekst nie wypadają imponująco, chociaż stanowią zapowiedź bajki dla najmłodszych i przyciągają ich uwagę do opowieści. Jednak kiedy ilustrator tworzy pełnostronicowe (lub nawet rozkładówkowe) obrazy, zabiera odbiorców w podróż do Nibylandii. Przede wszystkim interesują go rozmaite miny, grymasy i dynamiczne wykrzywienia twarzy, co znakomicie sygnalizują wyklejki. Gréban nie przejmuje się dziećmi jako odbiorcami: grymasy piratów, sceny jak z filmu grozy, ciemne i tajemnicze przestrzenie – to jego żywioł. Chętnie nawiązuje do scenek, w których coś się dzieje. Do tego stosuje nietypowe jak na książkowe ilustracje kadrowanie. Przyjmuje – w zależności od tematu – perspektywę żabią lub ptasią, stosuje wielkie zbliżenia albo pozwala bohaterom prawie uciekać z kadru, nie nadążając za nimi. Lubi realistycznie i zwłaszcza w oczach odzwierciedlać emocje postaci. Na całostronicowych ilustracjach pozwala sobie na detale, które celowo pomija na małych obrazkach. Stara się, by jego prace przypominały zdjęcia lub klatki z filmu: potrafi nawet rozostrzać niektóre elementy ilustracji, żeby uzyskać takie wrażenie.

Po to wydanie „Piotrusia Pana” sięgnąć można zatem z dwóch powodów: albo dla pięknego języka przekładu, albo dla wyjątkowych ilustracji przemawiających także do dorosłych. Z „Piotrusia Pana” się nie wyrasta i ci odbiorcy, którzy tę historię cenią, mogą kolekcjonować dzisiejsze wydania – kolejne propozycje interpretacji. „Piotruś Pan” wydany przez Media Rodzina to duży i dopracowany tom, który chce się mieć na półce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz