niedziela, 29 marca 2015

Annalena McAfee: Skandal!

Albatros, Warszawa 2015.

Walka

W „Skandalu” dziennikarskie brudy wiążą się z niemal zegarmistrzowską precyzją opisów. Annalena McAfee czuje się w obowiązku uzasadniać satyryczne oskarżenia rzucane w przedstawicielki dzisiejszych mediów, więc bardzo szczegółowo rozrysowuje kolejne scenki i sytuacje – nawet jeśli dla przebiegu całej fabuły mają marginalne znaczenie. Czytelnicy „Skandalu” uczestniczyć więc będą w kolegiach i zebraniach redakcyjnych, a także w spotkaniach towarzyskich o różnym stopniu zażyłości uczestników – żeby powoli wyłuskiwać coś, co od początku brzmi znajomo i rozwija się w oczekiwanym kierunku mimo kilku niespodzianek.

„Skandal” to trochę drwina z brukowców i tabloidów, tęsknota za dawnym „prawdziwym” dziennikarstwem bliższym literatury niż magla. Pojawia się tu kozioł ofiarny, Tamara Sim. Tamara wymyśla „sensacyjne” tematy do każdego wydania plotkarskiej gazety – interesują ją rzekome ciąże gwiazd, niedoskonałości ich urody i relacje: wszystko, co mogłoby wywołać sensację mas. Tamara łowi takie tematy i jest niestrudzoną tropicielką skandali w dzisiejszej wersji. Swoje „dziennikarstwo” ogranicza do niedyskretnych i sugestywnych podpisów pod zdjęciami. Jest uosobieniem tego wszystkiego, czego nie znosi się w tabloidach – a w dodatku niespecjalnie zauważa bezsensowność swoich działań. Jest też Honor – staruszka, która przed laty stała się legendą dziennikarstwa. Reporterka wojenna, odważna i hołdująca prawdziwym wartościom. Na tekstach Honor studenci uczą się dziennikarstwa. Sama kobieta usiłuje ratować swój budżet, wydając książki z dawnymi artykułami. W promocji ma jej pomóc wywiad w prasie. I chociaż Honor nie znosi opowiadać o sobie, musi zgodzić się na spotkanie z dziennikarką. Z Tamarą.

„Skandal” opiera się na kontrastowym zestawieniu dwóch skrajnych podejść do etyki i dziennikarskiej rzetelności. Tamarę interesują pikantne plotki i intymne zwierzenia, Honor usiłuje ocalić własne sekrety. Chociaż Tamara jest głupiutka, a Honor bardzo inteligentna, wojenka, którą ze sobą toczą, wydaje się bardzo wyrównana – także ze względu na przemiany obyczajowe i upodobania czytelników. Annalena McAfee pokazuje, jak drapieżne są dzisiejsze media i naświetla różnice między dawną i obecną mentalnością reporterów. To ciekawe zestawienie, nawet jeśli w samej powieści wypada raczej moralizująco i przewidywalnie. Autorka prowadzi odbiorców do skomplikowanego tematu etyki dziennikarskiej – unika łatwych ocen i stopniowo odkrywa też ciężar, z którym przez długie lata męczyła się Honor.

Satyra objawia się tu przede wszystkim w wyjaskrawionym obrazie świata mediów. McAfee szuka filmowych scenek (to jest wyrazistych, żeby sprawdziły się także wśród niewyrobionej publiczności, ale i jednokierunkowych), stosuje łatwe do rozszyfrowania zabiegi. Postawy bohaterek wzbogaca jedynie o niemożliwe do odgadnięcia sekrety – gdyby nie to, ze „Skandalu” wyczytywałoby się tylko gorycz i tęsknotę za obiektywizmem. Ta autorka, bezwzględna wobec brukowców, dość przenikliwie odmalowuje bezduszną rywalizację na rynku mediów. Wszelkie zarzuty ukrywa w pomyśle na rozwój akcji – okazuje się, że „Skandal” służy jej jako arena ocen. A przecież konfrontacja dwóch postaci wystarczyłaby zaledwie na proste opowiadanie. McAfee daje odbiorcom jednak rozbudowane wizje wnętrz redakcji oraz struktury obowiązujące w kolorowych magazynach. Wszystko to przedstawia boleśnie przekonująco i zarazem okrutnie. Zna jednak realia i wie, że tylko skandal będzie w stanie wzbudzić zainteresowanie znudzonych odbiorców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz