niedziela, 4 stycznia 2015

Magdalena Zawadzka: Taka jestem i już!

Marginesy, Warszawa 2014.

Autoportret

Magdalena Zawadzka dość dobrze czuje się w krótkich formach – jako autorka dzieli sobie wspomnienia i przeżycia na konkretne tematyczne rozdziały. Prowadzi narrację z ogromną dbałością o styl i kulturę wypowiedzi, ale potrafi też posługiwać się sarkazmem. Książka „Taka jestem i już. Wspomnienia” jest tomem trochę recyclingowym – to znaczy powstała z „Kija w mrowisko”, czego się tu nie ukrywa. Została jednak wzbogacona o nowe teksty, przejrzana i uzupełniona, również szeregiem wielkoformatowych zdjęć i przedruków okładek – do tego wydawnictwo Marginesy od lat już przyzwyczaja czytelników.

Lubiana aktorka nie zamierza się w swoich zapiskach mizdrzyć, stawia na szczerość w miejsce autokreacji. Daje się czytelnikom poznać nie tylko z najlepszej strony – kiedy coś budzi jej sprzeciw, zostanie skrytykowane, bez względu na panujące akurat mody. Zawadzka ma swoje zdanie i nie zamierza z niego rezygnować, by przypodobać się części odbiorców. Głosi własne poglądy przy okazji przytaczania kolejnych anegdot i snucia wspomnień. Na ogół jednak zachowuje pogodę ducha i kiedy tylko może, ucieka od narzekania.

Tom podzielony jest na dwie części. Jedną tworzą zwierzenia autorki, niemal na bieżąco uzupełniane. Najbardziej skrótowo Magdalena Zawadzka pisze o Gustawie Holoubku, co łatwo da się wytłumaczyć odnośnikiem do poprzedniej książki, temu związkowi poświęconej. Nie rozwodzi się nad perypetiami ze swojego życia – kolejne etapy zamyka w dość zwięzłych rozdziałach, dobrze przemyślanych i opracowanych tak, by umożliwiły zachowanie prywatności. Drugą część tomu stanowią felietony – to minirozprawki na tematy często dość ogólne. Zawadzka wybiera sobie zagadnienie, które może budzić żywsze uczucia wśród odbiorców – i komentuje je ze swojego punktu widzenia, bez prowokacji, ale i bez prób spodobania się czytelniczkom. Dla niej felietony stają się szansą do przedstawienia stanowiska, ewentualnie – zachęcenia do refleksji lub polemik, nie do rozbawiania publiczności literackiej. Zresztą dla Zawadzkiej rozrywka wydaje się być drugorzędnym celem. „Taka jestem i już” to autoprezentacja, nie popis twórczy.

Bez napastliwości i bez narzucania innym swoich przekonań Zawadzka próbuje ulepszać świat. Czytelnicy otrzymują autoportret aktorki – dosyć odległy od spraw związanych ze sceną czy filmem. Te zwierzenia, nieco aż staroświeckie w treści, chronią najbardziej osobiste sfery życia Zawadzkiej, a jednak dostarczają odbiorcom szeregu refleksji i przeżyć, których nie poznaliby dziennikarze czy widzowie. Pod tym względem Magdalena Zawadzka a sporą przewagę nad kolegami po fachu, którzy decydują się na współpracę z ghostwriterami lub na wywiady-rzeki. Tu sama zainteresowana podejmuje decyzję, o czym i w jakim tonie opowiedzieć szerokiemu gronu odbiorców.

Na warstwę graficzną nie można pozostać obojętnym. W Marginesach przedruki okładek czasopism nie muszą być przerywane podpisami czy drobnymi komentarzami, mówią same za siebie i stanowią ciekawy przegląd prasowych archiwów. Magdalena Zawadzka dostarcza też szeregu fotografii z domowych albumów. „Taka jestem i już” zamienia się więc w publikację atrakcyjną także ze względu na sposób wydania. Magdalena Zawadzka lubi przelewać na papier swoje przemyślenia – i pozwala, by cieszyli się tym nie tylko jej fani.

1 komentarz:

  1. Interesująca kobieta, jak i publikacja, z chęcią bym do niej zajrzała :)

    OdpowiedzUsuń