Media Rodzina, Poznań 2014.
Przygoda w domu
Z perspektywy dorosłych tomik „Maks nocuje u Pauliny” może być źródłem irytacji, przynajmniej jeśli zachowania kilkulatków z książeczki przeniosą się na ich realnych rówieśników. Bo co atrakcyjnego może być w „szalonym śniadaniu”, kiedy na stole poza jedzeniem kładzie się mnóstwo przedmiotów niepasujących do posiłku? Dla rodziców to męcząca wizja sprzątania. Dla maluchów – nieoczekiwana przyjemność. A kiedy dziecko odwiedza swojego kolegę lub koleżankę, może przynieść do domu poznane tam zwyczaje.
„Maks nocuje u Pauliny” to historyjka, która opiera się na prostym i charakterystycznym w literaturze czwartej temacie – pierwszym noclegu poza domem. Kilkuletni bohater zazdrości bratu, który wyjeżdża pod namiot nad jezioro. Sam chciałby spędzić noc jak Indianin – nawet jeśli miałoby to być „tylko” w domu towarzyszki zabaw, Pauliny. Rodzice obu stron wyrażają zgodę, więc Maksa i Paulinę czeka lubiana przez najmłodszych przygoda – bez żadnych przykrości. Maks najpierw starannie pakuje walizkę, a potem, już u Pauliny, je indiański piknik na tarasie, urządza wodną bitwę w łazience, a później aż do zaśnięcia rozmawia z przyjaciółką. Mama Pauliny jest cierpliwa i pozwala dzieciom na zabawę, nic nie zepsuje bohaterom humoru, a jedyny smutek, z jakim musi się zmierzyć Maks, to tęsknota za ulubionym królikiem. Christian Tielmann rezygnuje z rozmaitych umoralniających wstawek, nie przestrzega dzieci przed zbytnim dokazywaniem, nie męczy rodziców wizjami zabaw. Wręcz zachęca odbiorców do korzystania z takiej formy rozrywki. Jego książeczka najbardziej przyda się tym maluchom, które są zbyt nieśmiałe i boją się towarzystwa rówieśników lub z jakiegoś powodu muszą spędzić noc poza własnym domem, a nie są do tego przekonane. Tielmann bowiem pokazuje wspólne nocowanie jako pasmo przyjemności i zabaw tym lepszych, że nowych dla gościa. Maks nie ma czasu myśleć o rodzicach ani porównywać pokoju Pauliny z własnym, wszystko rekompensuje mu towarzystwo rówieśniczki znającej jego ulubione zabawy.
Sabine Kraushaar dodaje prostej opowiastce koloru, także dosłownie – rysuje wypełnione zabawkami wnętrza dziecięcych pokoików, pozwala przyglądać się posiłkom jedzonym w nietypowych okolicznościach, a do tego prezentuje zadowolone miny bohaterów. Maks nie ma się czego obawiać – tomik w ogóle nie dopuszcza do sytuacji, w której chłopiec pożałowałby spontanicznej decyzji.
Christian Tielmann przedstawia zatem sytuacje dosyć jednostronnie i raczej mało komfortowo dla rodziców (którzy muszą i tak wytłumaczyć pociesze, jak zachowywać się w cudzym domu, a czego nie robić nawet mimo zachęt ze strony małoletniego „gospodarza”). Tu autorowi chodzi tylko o pokazanie zabawy i przyjemności płynącej ze wspólnego spędzania czasu, nakreślenie jednego z możliwych rodzajów emocji definiujących dzieciństwo. Sam pomysł nocowania u rówieśnika wiąże się z wielkimi emocjami, radością oczekiwania i zapowiedzią przygód – autor to dobrze podkreśla. Skupia się na perspektywie dziecka, żeby lepiej trafiać do najmłodszych odbiorców – w końcu Maks to postać stworzona dla nich jako przewodnik po najbliższym otoczeniu i sytuacjach, z którymi każde dziecko w końcu się zmierzy. Maks i Paulina pokazują, że i najmłodsi mogą mieć swoje rozrywki, na razie wystarczające – w miejsce „dorosłych” i dalekich ekscytujących wycieczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz