Zysk i S-ka, Poznań 2014.
Teatr życia
Buratino jest pajacykiem wystruganym z drewna, a jego podobieństwo do Pinokia okazuje się nieprzypadkowe: Aleksy Tołstoj przyznaje się do takiej inspiracji – ale swojego bohatera prowadzi zupełnie inaczej niż Collodi. Tyle że stary kataryniarz, przybrany ojciec Buratina, nazwany tu został Papa Carlo, być może w hołdzie dla wyobraźni pisarza. Drewniany pajacyk wyrusza w świat – przeżywa rozmaite przygody, spotyka przyjaciół i wrogów, mierzy się z zagrożeniami i z tematami trudnymi – po prostu żyje.
Dzisiaj Buratino to bohater mocno archaiczny, dla dzieci wciąż atrakcyjny przede wszystkim ze względu na dynamikę akcji i egzotykę fabuły. Świat, w którym Buratino funkcjonuje, pozostał w przeszłości i trochę przypomina baśń. To świat wielkiej biedy: Papa Carlo musi sprzedać swoje ubranie, żeby Buratino mógł się uczyć, to świat płciowych stereotypów: pojawia się tu nieznośna dziewczynka, która uczy pajacyka dobrych manier i zadziera nosa tak bardzo, jak tylko dziewczynki z dobrych domów potrafiły. To świat magicznych zwierząt, ożywionych lalek i wielkiej tajemnicy sygnalizowanej przez złoty kluczyk. Buratino wchodzi w posiadanie cennego przedmiotu, ale jeszcze nie wie, jak skończy się jego przygoda. Nie brakuje tu i satyrycznych motywów: Buratino trafia na przykład do Kraju Matołków. Do zestawu mniej lub bardziej spodziewanych atrakcji dochodzi jeszcze temat teatru: w końcu w książce ożywają lalki, a najważniejszym antagonistą bohatera jest zły Karabasz Barabasz – właściciel lalkowego teatrzyku. Najbardziej ekstremalne doświadczenia pajacyka Buratino i jego przyjaciół złożyć się mogą na specjalne przedstawienie. Koncepcja teatru w bajce jest próbą urealnienia opowieści, ale też specyficznym rodzajem wyjaśnienia intertekstualiów. Buratino dla dzisiejszych maluchów funkcjonuje w dziwnej rzeczywistości – jest tu bieda, śmierć, głupota i złość – tematy w zasadzie tabuizowane przez współczesnych autorów. Ale są też wartości pozytywne – o uniwersalnym wydźwięku – a adrenalina nie przysłania wszystkiego.
Wyrazistości „Złotemu kluczykowi” nadaje tekst. Aleksy Tołstoj proponuje dzieciom naprawdę udaną literaturę – a do tego dochodzi jeszcze przecież mistrzowski przekład Juliana Tuwima. Dzieci zetkną się tu z językowym dowcipem, całym szeregiem obrazowych sformułowań i swoistym rytmem opowiadanej baśni. Narracja jest bardzo emocjonalna, potęguje jeszcze wymowę kolejnych przygód. W publikacji wiele jest zdań złożonych, bogatych w rzadko stosowane już imiesłowy. Dzięki tej lekturze najmłodsi rozbudują swoje słownictwo i docenią jakość fraz – starannych mimo bajkowego charakteru. Buratino zamienia się w przewodnika po tworzeniu literatury – to uboczna korzyść z książki, ale nie da się jej dzisiaj przecenić.
Beata Horyńska zilustrowała tę opowieść, zamieniając tomik w baśniowy skarb. Lubuje się w klimatycznych, nastrojowych grafikach, w których podkreśla rolę światła. Wywołuje z wyobraźni baśniowe stworzenia, a nawet dobrze znane zwierzęta obdarza wyrazistymi charakterami. Przypomina ilustracje klasyków – znakomicie wpasowuje się w rytm „Złotego kluczyka”. Tu każda z postaci daje się zapamiętać z innych względów, a rozmaitość emocji na kolejnych obrazkach sprawia, że dzieci będą ciekawe dalszego ciągu historii. Dobrze sprawdza się też motyw kratkowanych kartek. „Złoty kluczyk” to klasyka przypominana w pięknym wydaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz