niedziela, 16 listopada 2014

Wojciech Widłak, Paweł Pawlak: Niekalendarz

Czerwony Konik, Kraków 2014.

Niespodzianki

Tuwim i Słonimski bardzo cieszyliby się z takich następców. Wielkie brawa i gratulacje dla wydawnictwa Czerwony Konik, które podobnie jak większość czytelników – uwielbia dziecięco-dorosłe zabawy Wojciecha Widłaka i Pawła Pawlaka. Zabawy formą, treścią i pomysłami. Po serii „nieporadników” przyszła kolej na drwiny z terminarza. „Podręczny kalendarz. Przydatny poradnik. Porządny notes” to książka niezwykła. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście przypomina terminarz na każdy rok. Na marginesach ma porady, ciekawostki i cytaty, a co pewien czas przerywany jest opowiadaniami z profesorem Kurzawką i adiunktem Kwasem, mistrzami absurdu z „nieporadników”. Ten kalendarz ma nawet wszytą zakładkę (która jest także… centymetrem krawieckim) oraz wykaz imion. Imion nieistniejących w kalendarzach prawdziwych – ale tworzonych na bazie istniejących imion.

Zaczyna się od alfabetycznego układu województw z mapą polecanych (to jest robiących najlepsze ujęcia) fotoradarów. Potem stężenie absurdu gwałtownie rośnie (stopki redakcyjnej nie można pominąć!). W danych personalnych należy między innymi wpisać numer PIN karty kredytowej szwagra oraz ulubione słowo. Jest tu uniwersalny minikalendarz na każdy rok i skrócone kalendarze na wybrane lata. W podręcznych minirozmówkach pojawiają się kompletnie nieprzydatne zdania, błyszczki towarzyskie służą do zasypywania mądrze brzmiącymi określeniami, a przysłowia i motta powracają w kolejnych wariantach. Wśród proponowanych imion pojawia się Gwizdor, Kromuald czy Mafiozofia (a na każdy dzień roku przypadają dwa lub trzy podobne słowotwórcze błyski). Profesor Kurzawka i adiunkt Kwas przywołują korporacyjne ćwiczenia grafomotoryczne, prognozy pogody i rozrywki umysłowe. Niekalendarz przerywają też czasem dowcipnymi stylizowanymi reklamami.

Tu wszystko podporządkowane jest dowcipowi. „Wybitni autorzy, wybitne dzieło, wybitna treść. Nie znajduję słów, by wyrazić mój zachwyt. Szwagier” – pisze odręcznie szwagier na czwartej stronie okładki. A za szwagrem wyrazy uznania będą powtarzać kolejni odbiorcy niekalendarza. Wojciech Widłak i Paweł Pawlak dostarczają bowiem czytelnikom rozrywki opartej na nonsensie i wykorzystującej formalne zabawy. W parodii terminarza czysty śmiech okazuje się największą wartością. Tej publikacji nie przegląda się po to, by dowiedzieć się, co będzie dalej, a dla przyjemności odkrywania kolejnych nieprzydatnych pomysłów. W lekturze nie można pomiąć żadnego (graficznego czy tekstowego) drobiazgu, bo nawet elementy obowiązkowe zostały podporządkowane humorowi. Profesor Kurzawka i adiunkt Kwas to bohaterowie, których nie obowiązują żadne reguły. Swoimi odkryciami dzielą się radośnie z całym światem inteligentnych czytelników. Dają jedyną szansę na beztroski śmiech. Dzisiaj absurd nie cieszy się już takim uznaniem jak w czasach dwudziestolecia, ale Widłak, Pawlak, profesor Kurzawka i adiunkt Kwas nic sobie nie robią z mód na rynku wydawniczym. Ich niekalendarz ma same zalety: rozśmiesza do łez. I gdyby ktoś akurat nie wiedział, jakie imię nadać dziecku…

Niekalendarz to książka, która wymyka się schematom. Humor pojawia się w niej w warstwie graficznej równie często co w tekstowej, a tomik wcale nie jest kierowany do najmłodszych. Widłak i Pawlak, zamiast zyskiwać sławę w literaturze czwartej, wpisują się w księgę nonsensów i absurdów, uświadamiając odbiorcom, że wszędzie znaleźć można powody do radości. Ta lektura nie przynosi ciekawych fabuł ani ważnych wiadomości. Dostarcza za to inteligentnej rozrywki, beztroskiego komizmu i zabaw, na które dorośli w swoim zabieganiu zwykle nie mają czasu. To rzeczywiście „książka, jakiej jeszcze nie było” – imponuje pomysłami i rozwiązaniami. Chociaż jest zabawą, to warto jej się uważnie przyjrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz