sobota, 15 listopada 2014

Lindsey Kelk: Historia pewnej dziewczyny

Zysk i S-ka, Poznań 2014.

Maskarada

Chicklit, który proponuje Lindsey Kelk to świetny poprawiacz nastroju. Miejscami nieco przewidywalny (ale który chicklit nie jest?). ale zawsze zabawny i wakacyjny, mimo serii problemów spadających na bohaterkę i narratorkę Tess. „Historia pewnej dziewczyny” to powieść pełna dowcipnych smaczków – wymyślona bez kompleksów i bez zwracania uwagi na literackie trendy. Kelk pozwala swojej bohaterce na radykalne zmiany, a właściwie wymusza je w bardzo egzotycznej scenerii i u boku filmowego niemal przystojniaka. Wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie to, że Tess właśnie straciła pracę (szykowała się do awansu), pokłóciła się z rodziną i najlepszą przyjaciółką, przespała z najlepszym przyjacielem i od tygodnia zajęta jest wpadaniem w depresję.

Kiedy wydaje się, że nie ma już żadnej szansy na uratowanie sympatycznej bohaterki o ciętym dowcipie, Tess odbiera telefon swojej znienawidzonej współlokatorki, Vanessy. Agentka Vanessy wysyła ją w trybie natychmiastowym na Hawaje w charakterze fotografa mody i nie chce słyszeć żadnych wymówek, decyzja podejmuje się zatem bez udziału Tess. Tydzień na rajskich plażach, z pysznymi drinkami i w obecności przystojnego (choć i aroganckiego) dziennikarza. Tydzień w ciuchach Vanessy i w jej roli. Tess próbuje zatem wykorzystać także kilka postaw podpatrzonych u Vanessy. Z dnia na dzień przestaje być szarą myszką. Reszty metamorfozy dopełniają jej nowi znajomi.

Seks, alkohol i inteligentne (często i pikantne) żarty to duża część tej historii. Prawdziwa Tess rzadko dochodzi tu do głosu, znacznie ciekawsze jest jej nowe wcielenie, a tego Lindsey Kelk odbiorczyniom nie szczędzi. Bohaterka pozwala sobie na kilka szaleństw – a każde sprawia, że czytelniczki będą ją bardziej lubić. Tyle że autorka zapewnia fabularną huśtawkę wrażeń – zawsze, gdy coś zaczyna się układać, wszystko po chwili wali się w gruzy i Tess przyjmuje kolejne razy od losu. Załamuje się, co umożliwia losowi naprawienie krzywd. Ten rytm w opowieści sprawia, że czasami można się domyślić, jak potoczą się wydarzenia. Ale przewidywalne partie nie psują radości lektury.

Nie psują, bo Kelk prowadzi narrację swobodnie i przekonująco. Jej bohaterka pełna jest autoironii (skutecznie zastępującej kompleksy), wdaje się w sytuacje właściwe beztroskim i niedojrzałym ludziom, a jednocześnie jest odpowiedzialna. Pozwala sobie na utratę kontroli, ale nie żałuje tego, co zrobiła pod wpływem chwili. To wszystko odbija się w języku książki i współtworzy udaną charakterystykę Tess oraz barwną fabułę. W oderwaniu od zwyczajności, w wygodnym kostiumie superlaski, Tess może spróbować innych niż dotąd wyborów. Na Hawajach, przynajmniej czasami, pozwala sobie na luz i zabawę. Kelk chętnie chowa się za humorystycznymi spostrzeżeniami – dzięki temu powieść nabiera dystansu i przynosi rozrywkę, cieszy jako zestaw udanych pomysłów. Błyskotliwe sformułowania nie pasowałyby do stereotypu pustej dziewczyny, która chce się tylko zabawić – ale Tess do takich nie należy, mimo całej maskarady. „Historia pewnej dziewczyny” zasługuje jednak na znacznie lepszą korektę. Lindsey Kelk daje czytelniczkom chicklit erotyczno-wakacyjno-humorystyczny. „Historia pewnej dziewczyny” nie jest nudna czy mdła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz