Marginesy, Warszawa 2014.
Historia najbliższa
Rosita Steenbeek tworzy przewodnik prywatny po Rzymie, a czyni to w sposób, który budzi zazdrość. Codziennie przemierza szlaki, które mają historyczne znaczenie, kojarzy miejsca z antycznymi postaciami, jest w stanie lawirować po dokonaniach z dziedziny kultury i sztuki niemal bez wysiłku. A do tego sama wpasowuje się w atmosferę miasta, korzysta z uroków życia i nie pozwala sobie na zmęczenie. „W Rzymie jak w domu” to zaproszenie do odwiedzin.
Kiedy Steenbeek chce poznać lokalne historie, umawia się z ludźmi, którzy najlepiej o nich opowiedzą. Przekazuje informacje żywe i wplatane w naturalne rozmowy, nie ma tu monotonnego rytmu encyklopedycznych przewodników. Autorce bowiem nie zależy na tym, żeby przedstawiać pełne dane dotyczące konkretnego miejsca, raczej żeby zaintrygować odbiorców i zmusić ich do chłonięcia opowieści. To jej się udaje, „W Rzymie jak w domu” w warstwie narracji przypomina dobrą obyczajową powieść. Steenbeek rzeczywiście czuje się tu jak w domu, chociaż łączy z tą postawą zachwyt turystyki i odkrywcy. Przemierza znane sobie uliczki i na nowo przedstawia ich uroki odbiorcom, którzy nawet nie przypuszczali, ile tajemnic z przeszłości kryją. Steenbeek zachowuje się trochę tak, jakby postacie z przeszłości były jej dobrymi przyjaciółmi, szuka elementów ich zwyczajności (może o tę ścianę opierał się cesarz?). Autorka mieszka w celi w przykościelnym pałacu i już samo to pobudza do działania wyobraźnię: jej taras znajduje się za oknem z przepięknym witrażem, słychać też fragmenty operowych przedstawień. Tu nie da się żyć bez ciągłego przypominania o kulturowym dorobku. Rzym, który w swojej książce ocala Steenbeek to prawdziwe Wieczne Miasto – człowiek mimowolnie staje się tu częścią wielkiego dzieła. Codzienność zaczyna być pasjonująca, bo nie wiąże się z przyziemnymi sprawami, a z nieustannym śledzeniem tropów przeszłości.
Rosita Steenbeek lubi wynajdować dla czytelników ciekawostki i informacje spoza oficjalnych przewodników. Dlatego tak chętnie spotyka się z ludźmi, którzy mogą dostarczyć jej nowych anegdot. Zaprzyjaźnia się nawet z wnukiem Luigiego Pirandella, kloszardem, który wszystkich obdarowuje prezentami. Spotkania z innymi są ważną częścią tomu, zresztą autorka ceni sobie dobre towarzystwo i ciekawe rozmowy. To dla niej również cel zwiedzania Rzymu. Jest tu zadomowiona, a jednocześnie rozumie postawy przyjezdnych – sama pochodzi z Holandii. Być może to pozwala jej na ciągłe zachwycanie się nad miejscem opisanym już na wszelkie możliwe sposoby przez całe stulecia.
„W Rzymie jak w domu” to książka barwna. Po lekturze chciałoby się natychmiast udać w ślady autorki i odnaleźć prezentowane przez nią miejsca. To nie książka-przewodnik, raczej książka-spotkanie, swoiste zaproszenie do odkrywania nowych terenów i oswajania ich przez wspomnienie związanych z nimi ludzi. Żadne, nawet najbardziej szczegółowe przewodniki nie oddadzą piękna i tajemniczości Rzymu tak dobrze jak ta publikacja. Rosita Steenbeek nie wybrała najłatwiejszej drogi – nie powtarza skrzętnie odnotowywanych wiadomości ani literackich zapisków. Sama poznaje Rzym i mimo upływu lat zachwyca się nim tak samo silnie. To uczucie, które udzieli się czytelnikom. Książka „W Rzymie jak w domu” przypomina autobiografię przefiltrowaną przez radość odkrywania tajemnic miasta. Autorka oprowadza po Rzymie, nie rezygnując z osobistej perspektywy – i ten wybór najlepiej sprawdza się w zestawieniu z lekką, dziennikową narracją. To nie tyle „przewodnik po miejscach nieoczywistych” co szansa na odbycie czytelniczej podróży z najlepszą możliwą opieką.
Bardzo lubię podróże, podróżuję śladami historycznych i literackich postaci, po miejscach związanych z historią, czy jakimś artystycznym wydarzeniem, nie lubię tradycyjnych-typowych przewodników przytłaczających ilością dat, stylów, nazwisk. Chciałabym przeczytać taki przewodnik po miejscach nieoczywistych.
OdpowiedzUsuń