Nasza Księgarnia, Warszawa 2014.
Dorośli i dzieci
Kolejna książka w tym cyklu, której bez wzruszeń i wspomnień oglądać się nie da. Nasza Księgarnia kontynuuje przypominanie serii Poczytaj mi, mamo – kiedyś niepozorne, małe i kwadratowe książeczki, nieodłączny element dzieciństwa w latach 70. i 80. powracają w przepięknych, niemal ekskluzywnie wydanych tomach. Powracają w starym układzie edytorskim i w znanym ówczesnym maluchom opracowaniu graficznym. A to oznacza, że bardzo trudno będzie dorosłym przerzucić się na lekturę krytyczną. Jeśli zetknęli się z tymi bajkami w dzieciństwie, bez wątpienia przeżyją jeszcze raz dawne emocje, zachwyty i zdziwienia. „Poczytaj mi, mamo. Księga piąta” jest jak wehikuł czasu.
Mało kto sięga do lektur z dzieciństwa. W dodatku niezbyt atrakcyjne wydania kwadratowych zeszycików Naszej Księgarni jednoznacznie sugerowały: z tych bajek się wyrasta. Wiele osób oddawało całe kolekcje młodszemu rodzeństwu w przekonaniu, że w dziecięcych opowiastkach nie znajdą już nic dla siebie. Teraz, kiedy kolejne tony przynoszą po dziesięć bajek, spogląda się na nie inaczej, nawet bez filtrów z sentymentu czy tęsknoty. Przede wszystkim „Poczytaj mi, mamo. Księga piąta” może z powodzeniem rywalizować z dzisiejszymi produkcjami dla najmłodszych. W tych bajkach nie ma elektronicznych gadżetów, największą wartością jest rysowanie i zabawa z kolegami, a fantazja odnosi się do bezpiecznych przygód w bliskim otoczeniu – tyle że z odmienną perspektywą. Kolejni autorzy potrafią subtelnie zwracać uwagę na problemy najmłodszych: ktoś musi przeciwstawić się bijaczowi, silniejszemu rozrabiace, ktoś inny – oduczyć się samolubnych odruchów. Mali odbiorcy zawędrują do ula i do ślimaka, który nie chce pokazywać rogów, wybiorą się też nad morze, które żarłocznie pochłania kolejne rysunki małego chłopca. Wysłuchają koncertu słowika i spotkają babcię, która potrafi wszystko, jeździ nawet na hulajnodze. W tych bajkach nie ma dosłownego tłumaczenia zabaw i problemów (to przykra cecha wielu dzisiejszych pedagogicznych publikacji). Autorzy subtelnie dają dzieciom do zrozumienia, jak nie należy się zachowywać i na co zwracać uwagę. Uczą egzystowania w gronie rówieśników i dają pożywkę wyobraźni, ale nie myślą za małego odbiorcę. Zresztą dobór nazwisk wyjaśni wszystko: są tu bajki Małgorzaty Musierowicz, Adama Bahdaja, Wandy Chotomskiej, Wiery Badalskiej czy Juliana Tuwima. Do tego dodać należy szereg nazwisk wybitnych ilustratorów – tyle że dawni odbiorcy serii i tak opowiastki skojarzą po ilustracjach, choćby przez ostatnie trzy lub cztery dekady nie mieli powodu wracać do tych historyjek.
Joanna Wajs, redaktor prowadzący tomu, we wstępie wspomina, jak ocaliła przed płomieniami narysowanego kota w jednej z książeczek. W przypadku „Poczytaj mi, mamo. Księga piąta” wielu dorosłych będzie miało podobne wspomnienia (bardzo chciałam mieć kredki Paulinki, a żaden miód nie smakował mi tak bardzo, jak ten jedzony wraz z Zosią). A przecież piąta księga bajek prawdziwą radość przyniesie maluchom. Dzieci mogą zagłębić się w opowieści o uniwersalnych przesłaniach, dowcipne lub pouczające, zawsze ciekawe i mądre. Niepozorne tomiki – dziś klasyka literatury czwartej – nie były tworzone według bezsensownych mód. Urzeka ich różnorodność tematyczna, ale i wysoki poziom artystyczny. Do tych historii dorośli chętnie powrócą – i tu pojawia się mały konflikt. Bo jak taki skarb – znak dzieciństwa – oddać choćby i własnej pociesze? Trzeba będzie się jakoś pogodzić i najlepiej powrócić do miłego zwyczaju wspólnego wieczornego czytania. To wartościowa rozrywka, która zaprocentuje w przyszłości. A rodzicom pozwoli bezkarnie wrócić do czasów beztroski.
Ale mam piękne wspomnienia z tą serią... Od razu wracam myślami do dziecięcych lat... :)
OdpowiedzUsuń