PWN, Warszawa 2014.
Żart z historią
Najpierw był serial „Zagadki z tamtych lat”. A właściwie najpierw była moda na PRL, która wybranym elementom z codzienności drugiej połowy XX wieku nadała status kultowych. Do łask wracały filmy Barei i dowcipy, bary mleczne i przedmioty codziennego użytku, teraz jako designerskie symbole. A po cyklu telewizyjnych reportaży Piotr Lipiński i Michał Matys napisali książkę, która wpasowuje się w wydawaną przez PWN serię o egzystencji w PRL-u. Tom „Absurdy PRL-u” składa się z szeregu reportaży lub opowieści o zjawiskach dziwnych, ciekawych czy dzisiaj niezrozumiałych, unika uogólnień i mocno podpiera się charakterystycznym dla PRL-u humorem.
Autorzy sięgają po różne tematy. Interesuje ich cała prawda o papierze toaletowym (przy okazji przywołują też liczne anegdoty związane z brakami w tej dziedzinie), o mięsie, którego również brakowało, o cukrze i o kultowych do dziś kosmetykach. Zajmują się „zawodami” dziś już przez młodsze pokolenia nieznanymi – tłumaczą, kim byli cinkciarze i badylarze. Zaglądają do Pewexu i do bloków z wielkiej płyty, sprawdzają, dlaczego „polski Bill Gates” nie mógł swoimi pomysłami podbić świata. Sprawdzają też plotki – na przykład tę o pokazaniu premierowi gołego tyłka przez łódzką włókniarkę. Są tu i bardziej mroczne tematy: historia napadu na oddział banku w Warszawie czy porwania nastolatków do ciężkiej i niepłatnej pracy. Absurdów PRL-u nie brakuje, chociaż do dzisiaj niektóre marki cieszą się uznaniem. Autorzy stawiają na ciekawostki, czasem tylko na wielkie śledztwa dziennikarskie. Interesuje ich życie zwykłych ludzi, tu nie liczą się gwiazdy. Do rangi gwiazd urastają za to przedmioty, bez których trudno się było obejść.
Za każdym razem Lipiński i Matys sięgają po temat, który albo do tej pory funkcjonuje jako przykład absurdu z poprzedniego ustroju, albo może dzisiaj rozpalić emocje ze względu na nieświadomość społeczną. Nie sytuują się autorzy na stanowisku pogromców mitów, raczej chcą występować w roli przewodników po komicznej (lub strasznej) zwyczajności. Tworzą reportaże, szukają bezpośrednich relacji i różnorodnych opinii, ale sami nie poprzestają na przezroczystej narracji. W lekkich rozdziałach bez przerwy odwołują się do oryginalnych żartów (tych funkcjonujących w PRL-u jako natychmiastowe reakcje ulicy na kolejne utrudnienia) i do obiegowych poglądów. Sprawiają, że codzienność PRL-u nie staje się pomnikowa – ani muzealna. „Absurdy PRL-u” tętnią życiem. Polityka nie ma tu znaczenia, liczą się za to sposoby przetrwania w obliczu dzisiaj zabawnych udziwnień.
Starsi tę książkę być może przyjmą z nostalgią („to nie tęsknota za komuną, to jest tęsknota za młodością” – genialnie przekonuje Andrzej Sikorowski), młodsi być może zechcą sprawdzić, na czym polegało życie ich rodziców i dziadków i jakie przemiany kulturalno-obyczajowe dokonały się w ciągu kilku ostatnich dekad. Sposób mówienia o przeszłości nikogo tutaj nie odstraszy – autorzy robią wiele, by czytelnicy dobrze się bawili. Przedstawiają przeszłość przez pryzmat obyczajów, a to zawsze cieszy się dużym zainteresowaniem odbiorców. Kawałek historii, który nie trafi do podręczników, tutaj sprawdza się idealnie jako czynnik ubarwiający dziennikarskie niby-śledztwa. „Absurdy PRL-u” mają tylko jedną wadę: są co najmniej trzy razy za krótkie. Chociaż nie wszyscy podzielają zachwyt nad modą na PRL, lektura jest na tyle zachęcająca, że połączy pokolenia. Lipiński i Matys znaleźli dobry pomysł na narrację w klimacie reportażu – reszty dokonał humor uaktywniający się najpełniej w trudnych czasach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz