niedziela, 14 września 2014

Weronika Wierzchowska: Szukaj mnie

Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

Skarb

Weronika Wierzchowska podejmuje ryzyko związane z historiami z różnych wieków i dzisiejszym poszukiwaniem skarbów – z próby wychodzi zwycięsko, bo skupia się na opowiadaniu dobrze skonstruowanych historii. Nawet jeśli komuś pomysł na fabułę wyda się nieco infantylny (lub wtórny), doceni książkę „Szukaj mnie”, ciekawą obyczajówkę o losach dwóch kobiet.

Aktualność jest tu jak najbardziej typowa: Julia pracuje w korporacji, na stanowisku, na którym wprawdzie trudno o awans, ale przynajmniej ma się względny spokój i wrażenie stabilizacji. W wolnych chwilach spotyka się na plotkach z przyjaciółkami (o urozmaiconych i wyrazistych charakterach) i opiekuje się grubym kotem. Takie życie nie przyciągnęłoby nawet miłośniczek statycznych obrazków z oper mydlanych, więc autorka rozpoczyna powieść od obowiązkowego wstrząsu: ciotka Aurelia umiera i zostawia Julii swoje zapiski. Bohaterka zaczyna czytać pamiętnik praprababci Józi i wciąga ją przedstawiona tam opowieść. Tyle że pamiętnik w ciekawym momencie urywa się, a żeby zdobyć dalszą część, Julia musi wykonać wyznaczone jej przez krewną zadanie. Kibicują jej w tym wierne przyjaciółki oraz… zdziwaczały staruszek.

„Szukaj mnie” to zatem dwie przeplatające się opowieści. Świat Julii przerywany jest światem Józi, bogatszym w wielkie wydarzenia. Julia spędza czas na rozwiązywaniu kolejnych niełatwych zagadek, Józia zakochuje się w rosyjskim oficerze, choć wie, że jego despotyczna matka nie zgodzi się na ślub. To zaledwie jeden z wątków pamiętnika Józi i nic dziwnego, że Julia coraz bardziej chce poznać resztę opowieści. Obie kobiety są silne i chcą walczyć o swoje, obie są też niezależne i dumne. Wiele je łączy – więcej niż mogłoby się wydawać. Julia dzięki poszukiwaniom zyskuje jasność, na kogo może naprawdę liczyć, Józia układa sobie życie mimo rozmaitych komplikacji. Wierzchowska z jednej opowieści przechodzi w drugą, pamiętając o zasadach konstruowania dobrych powieści. Fragmenty pamiętnika są dla Julii nagrodą za prawidłowo wykonane zadanie – zwierzenia Józi zawsze urywają się w ważnym punkcie, by bohaterka ze współczesności miała motywację do dalszego działania. To nie przypadkowe rozdmuchiwanie objętości tomu, a dobrze przemyślana i umotywowana konstrukcja.

Weronice Wierzchowskiej nie zależy na stylizacjach i tworzeniu kolorytu lokalnego. Obie bohaterki w efekcie posługują się tym samym językiem i niemal w identyczny sposób myślą – autorka przygody Julii opisuje przez pryzmat trzecioosobowego wszechwiedzącego narratora, u Józi zachowuje naturalnie zwierzenia pierwszoosobowe. Ale postać z przeszłości mówi kolokwialnie i tak, że na pewno dogadałaby się ze swoją krewną z przyszłości. To oczywiście ułatwienie dla czytelniczek: nie muszą przedzierać się przez językowe meandry, otrzymują za to relację żywą i przykuwającą uwagę, szczerą, dowcipną, a i tak, dzięki dobrym wstawkom, inną od dzisiejszej. Doświadczenia dwóch młodych kobiet wystarczająco różnicują obyczaje i problemy, nie potrzeba dalszych zmian, więc dobrze, że Wierzchowska nie zdecydowała się na archaizowanie języka i stylistyczne popisy. Straciłaby wtedy jedną z płaszczyzn żartów.

Jest „Szukaj mnie” powieścią lekką, czytadłem dla spragnionych rozrywki. Autorka zapewnia czytelniczkom aż dwie ważne fabuły, relacje oparte na wielkich przeżyciach i wywołujące zaangażowanie emocjonalne odbiorczyń. Tu chodzi o dobrą zabawę, nadzieję na poszukiwanie atrakcyjnego skarbu mimo odejścia od konwencji dawnych młodzieżówek. Wierzchowska sugeruje, że i dzisiaj może się wydarzyć coś, co odmieni nudną egzystencję i zapewni nieco wrażeń, a nawet czasem przyniesie bajkowy finał. Julia zyskuje rozrywkę, jakiej się nie spodziewała, a odbiorczynie razem z nią mogą się poczuć zaproszone do zabawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz