Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Granice zła
Ramita Navai to kolejna autorka, która czytelników pozyskuje dzięki odwołaniom do mrocznej strony kultur. Nie posługuje się przy tym stereotypowymi obrazkami, a wybiera tematy ponadczasowe i ponadregionalne. Niby oczywiste a indywidualizowane – przez wybranie lub stworzenie jednego, ciężko doświadczanego bohatera. Łącznikiem opowieści z tomu „Miasto kłamstw. Cała prawda o Teheranie” staje się pomysł konstrukcyjny: zawsze jedna, wyizolowana postać musi zmierzyć się z uprzedzeniami społeczeństwa. Wynik potyczki nie jest wprawdzie przesądzony, ale Ramita Navai zyskuje pretekst, by zarzucać czytelników szczegółami z ciemnej strony Iranu.
„Miasto kłamstw” składa się z opowiadań o reportażowym pochodzeniu. Autorka gromadzi materiały i sprawdza fakty, by potem nieco zatrzeć tożsamość bohatera, a zwrócić uwagę na samo zjawisko. Nie zajmuje się też literackością tych opowieści, a bardziej przekazywaniem informacji. Kolejne rozdziały aż pękają pod naporem liczb i wiadomości: autorka pojedyncze historie wykorzystuje właściwie jako pretekst do zaprezentowania polityki pełnej mroku. Nie walczy o poprawę bytu jednostek – traktuje je nawet dość instrumentalnie – z ich pomocą próbuje wstrząsnąć opinią społeczną – a ten zamiar jeszcze podbudowuje dawką informacji. „Miasto kłamstw” jest wielkim oskarżeniem – tu nie ma miejsca na dobroć ani na szczęście, wszystko okazuje się złe i zepsute, pozbawione nadziei, a do tego… akceptowane.
Navai wybiera sobie bohaterów, którzy w muzułmańskiej rzeczywistości nie mogą się odnaleźć. Dariusz wstępuje do organizacji, która nie zyska społecznego poparcia, Somaja pozwala poznać kwestię kontaktów seksualnych. Amir nie może wybaczyć staremu człowiekowi, przez którego stracił rodziców, Lejla gra w filmach pornograficznych, Morteza chciałby być kobietą. W tym świecie bohaterkom zakazuje się ćwiczenia tańca brzucha, ale przymyka się oko na znacznie gorsze występki. „Miasto kłamstw” składa się z motywów odbierających nadzieję – rzadko komu udaje się zachować godność i podporządkować społecznym zasadom. Drobiazg często decyduje o wyborze życiowej drogi, a ta często prowadzi do całkowitego upadku.
Ramita Navai przyznaje się w epilogu i do źródeł kolejnych opowieści, i do opracowywania faktów tak, aby pasowały do fabuły. „Miastu kłamstw” nie można zatem wierzyć, jeśli chodzi o losy tytułowych w kolejnych rozdziałach postaci. Autorka dba za to o warstwę informacyjną, interesują ją wszelkiego rodzaju utrudnienia i ograniczenia w Teheranie. Nie stroni od przedstawiania zła – ani od scen turpistycznych. Wie, że tego typu obrazki mają większą moc oddziaływania – a żeby odbiorcy nie znieczulili się na nie, sięga po zróżnicowane tematy. Wszystkie jednak prowadzą do uświadamiania czytelnikom ludzkiego okrucieństwa.
„Miasto kłamstw” to książka, która pokazuje jeden wymiar Teheranu, ale mieści w sobie odrębne historie. Navai daje tu upust złości, o której przyczynach wspomina w zakończeniu. Udowadnia też, jak bardzo może zaślepiać interpretowanie religijnych nakazów. Oprowadza po mieście, które wydaje się niegościnne nie tylko dla ludzi wyrzuconych na margines społeczeństwa. „Miasto kłamstw” nie pozostawia nadziei – i może dlatego pozwolić na opamiętanie, a przynajmniej zwrócić uwagę na ciężki los najbardziej pokrzywdzonych w imię rygorystycznych praw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz