Zakamarki, Poznań 2014.
Sposób na ducha
Strachy i potwory to istoty zaludniające dziecięcą wyobraźnię od zawsze – a za sprawą brutalizacji kreskówek ich obecność zostaje zintensyfikowana. Autorzy pozycji z literatury czwartej co pewien czas próbują zatem znaleźć sposób na ograniczanie lęków związanych z wytworami fantazji. Jeden z lepszych przepisów znalazła Gunilla Bergström w tomiku „Kto straszy, Albercie”. Po raz pierwszy historyjka ta ujrzała światło dzienne trzydzieści lat temu, a do dzisiaj przydawać się może najmłodszym. Co więcej – nie zestarzeje się szybko, bo autorka postawiła na ponadczasowy charakter opowieści. Każdy maluch przechodzi etap strachu przed wyimaginowanymi potworami. Dobrze więc wiedzieć, jak zaradzić temu problemowi.
Albert ma pięć lat i doskonale wie, że duchy ani inne potwory nie istnieją. Wie to ponad wszelką wątpliwość. Ale gdyby istniały… na wszelki wypadek Albert woli unikać ciemności. Ciemna piwnica, ciemny pokój, ulica, kiedy zapada zmrok – wszędzie tam mogłyby czaić się duchy, gdyby, oczywiście, istniały. Ostrożności nigdy za wiele. Na szczęście tata Alberta zna hasło odstraszające duchy i potwory. Kiedy Albert pozna to hasło, właściwie magiczne zaklęcie, duchy nie będą już dla niego groźne.
Autorka w tym tomiku daje dzieciom kilka możliwości obrony przed wytworami własnej wyobraźni. Po pierwsze – zajmuje ich myśli. Dzieci mają skoncentrować się na konkretnym zaklęciu, co oddali panikę i pozwoli na bardziej racjonalną ocenę sytuacji. Po drugie – wprowadza krzepiące zapewnienia, że duchy i potwory nie istnieją. To coś, co każdy maluch wiele razy słyszał od swoich rodziców – ale nie zaszkodzi powtórzenie tego w tomiku. Zwłaszcza że autorytetem okazuje się tu rówieśnik i jego tata – bohaterowie, którzy już wiele trudności razem pokonali. Po trzecie natomiast – istnieje jeszcze rozwiązanie, gdy poprzednie metody zawiodą. Kiedy pewność, że duchów nie ma nie przekonuje, kiedy zaklęcie nie odstraszy zadziwiająco materialnego potwora… wystarczy spokojnie sprawdzić, co pobudziło wyobraźnię i wywołało strach. Tak jak w przypadku prania na balkonie. Teraz już Albert wie, że nie warto się bać wymyślonych zjaw. A duchy przecież nie istnieją.
„Kto straszy, Albercie?” to książeczka o konkretnym przeznaczeniu. Ma podpowiedzieć najmłodszym, jak radzić sobie z rozmaitymi lękami – i swoje zadanie spełnia znakomicie, o czym świadczy między innymi popularność całej serii Zakamarków. Albert to bohater daleki od ideału, za to bliski dzieciom ze względu na liczne popełniane błędy. Przeżywa to wszystko, co niepokoi maluchy, staje się zatem przewodnikiem po codzienności. Ten tomik porusza bardzo ważny temat – przyda się nie tylko kilkulatkom, ale i ich rodzicom. Alert przecież własnym przykładem najlepiej wszystko wyjaśni.
Często pojawiają się tutaj na ilustracjach ciemne „nocne” kolory: w końcu książka „Kto straszy, Albercie” dotyczy strachów, które budzą się w wyobraźni pod wpływem ciemności. Nie ma tu przerażających obrazów ani scen, które wywołają strach dzieci, w końcu chodzi o złagodzenie problemu potworów. Warto też zwrócić uwagę na kolaże: autorka w warstwie graficznej wykorzystuje zdjęcia i zmiany faktur, żeby podkreślać niesamowitość otoczenia. Udane połączenie prostej i naiwnej kreski z plamami koloru i odwołaniami do prawdziwego życia sprawia, że maluchy chętniej będą oglądać przygody Alberta.
„Kto straszy, Albercie” to książka bardzo pomysłowa. Odnosi się do tematu bliskiego dzieciom i rodzicom i podsuwa im dobre rozwiązania. Po takiej lekturze znikną bezsensowne strachy, najmłodsi nauczą się ze spokojem podchodzić do nieoczekiwanych zjawisk. Autorka zyska zaufanie odbiorców, a dorośli otrzymają pomoc w wyjaśnianiu dzieciom znaczenia fantazji przy nieracjonalnych obawach. Z książką „Kto straszy, Albercie?” wszystkie wyobrażone potwory natychmiast znikną. To idealna odtrutka na wszelkie strachy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz