piątek, 29 sierpnia 2014

Małgorzata Szyszko-Kondej: Sześć córek

Świat Książki, Warszawa 2014.

Testament

Co jakiś czas i z różnymi zadaniami ten motyw powraca: niewierny ojciec, hulajdusza i utracjusz, rozsiewa po świecie swoje geny po to, by na łożu śmierci przypomnieć sobie o potomstwie. I zza grobu już może obserwować, jak poznają się kompletnie obce dla siebie osoby, stanowiące mimo wszystko dziwną rodzinę. W „Sześciu córkach” Małgorzaty Szyszko-Kondej ten pomysł na fabułę pojawia się w dość podstawowej wersji, bo autorka potrzebuje pretekstu do ukazania sześciu życiorysów kobiet z różnych pokoleń.

Wiktor Krasowski ma osiemdziesiąt dwa lata i właśnie żegna się z życiem. Przy jego łóżku czuwa Julia, asystentka, pielęgniarka i ostatnia kochanka. To jej przypada najtrudniejsze zadanie: musi dotrzeć do sześciu dorosłych kobiet (najstarsza ma sześćdziesiąt lat, najmłodsza dziewiętnaście), poinformować je o śmierci ojca, który dawno zniknął z ich codzienności i… przekazać listy z ostatnimi zaleceniami. Listy są dosyć krótkie, ale porady z nich wskazują na znajomość psychiki córek oraz na sporą życiową wiedzę. Wiktor nie zamierza udzielać górnolotnych napomnień o szanowaniu życia lub cieszeniu się każdą chwilą. Swoim córkom składa zaskakujące, ale też mocno konkretne propozycje. Dopiero realizacja zadań pozwoli kobietom zrozumieć przesłanie. Jeśli będą chciały spełnić życzenia zmarłego. Bo Szyszko-Kondej wcale nie zamierza prowadzić historii według listy życzeń, na wzór amerykańskich obyczajówek. Co bohaterki zrobią z wyzwaniami to ich sprawa. Tu liczy się ich rzeczywistość – obraz codzienności w zmieniających się realiach.

Autorka buduje koloryt lokalny z rozmachem – od głębokiego PRL-u, walki o ustrój i pierwszomajowych pochodów przez zwyczajność australijskich emigrantów aż po facebookową współczesność. Stara się Szyszko-Kondej ocalić tu hasła dnia, wydarzenia ważne w historii kraju i świata – dobrze połączone z prywatnymi historiami bohaterek. Jest tu stan wojenny, jest atak na WTC i śmierć Jana Pawła II – za każdym razem wydarzenie historyczne ujmuje Szyszko-Kondej z perspektywy bohaterek w różnym wieku i o różnych życiowych aspiracjach. Odmalowywanie pozaliterackiej rzeczywistości jest dla niej chwilami ważniejsze niż uzupełnianie życiorysów sześciu córek. W tej powieści odbijają się prawdziwe wydarzenia. Szyszko-Kondej jest w tym bardzo precyzyjna, zawsze usiłuje dokładnie oddać kontekst powieściowej akcji. Pisze tak, by dało się odczuć klimat historii – i to ważniejsze jest niż perypetie córek.

Bo życiorysy sześciu kobiet prezentowane są tu dość wybiórczo. Jedna pracuje w korporacji, inna doświadcza przemocy ze strony męża; autorka sięga po charakterystyczne dla czasów stereotypy i portrety. To, co ważne dla najstarszych córek, u najmłodszych nie znajdzie uznania. Międzypokoleniowych różnic nie zasypie nawet podobieństwo losu (to jest – brak ojca). Bohaterki żyją w różnych światach, a przed nimi niezwykle ważne spotkanie.

Małgorzata Szyszko-Kondej zrobiła bardzo wiele, żeby odciąć się od zwykłych obyczajówek i prostych fabularnych schematów. Docenić ją trzeba zwłaszcza za precyzję w przedstawianiu rzeczywistości postaci – wyjściowy motyw posłużył tutaj do historyczno-społeczno-kulturowego popisu. W „Sześciu córkach” rzeczywistość ulega zakrzywieniu, to, co składa się na tożsamość człowieka, powraca w reminiscencjach o gorzkim smaku. „Sześć córek” oddala się od tendencyjnych pomysłów i przewidywalnych fabuł. To powieść złożona z kilku części, gęsta, a skoncentrowana na faktach, a nie na odczuciach. Autorka ma dla swoich bohaterek życiową niespodziankę – ale i one swoimi decyzjami niejednego potrafią zaskoczyć.

1 komentarz:

  1. Kolejna pozytywna opinia książki, która skutecznie zachęca mnie do tej lektury. Lubię nieprzewidywalne historie.

    OdpowiedzUsuń