PWN, Warszawa 2014.
Epizody legend
Wojciech Kałużyński bardzo ułatwia zadanie tym wszystkim, którzy z sentymentu – lub ze względu na modę – chcą poznawać PRL, lub przypominać sobie dawne czasy po latach. Jego tom „Niebieskie ptaki PRL-u” to swoista podróż do tego, co wyłamywało się z codziennej szarzyzny. Autor przedstawia ludzi mających odwagę żyć po swojemu i sprzeciwiających się schematom. Pokazuje artystów – oryginałów, dziwaków i outsiderów, którzy własną egzystencją udowadniali, że mimo wszystko da się kształtować rzeczywistość po swojemu – nawet jeśli przychodzi zapłacić za to wysoką cenę. Ci, którzy okrzyknięci byli niebieskimi ptakami, stawali się wentylem bezpieczeństwa dla mas, dawali nadzieję i podsycali marzenia. Sami jednak też spalali się w pościgu za szczęściem, o czym Kałużyński nie zapomina.
Seria portretów przybliża sylwetki tych, o których wszyscy pamiętają – w barwnych i anegdotycznych (mimo że często też gorzkich) narracjach. Pojawiają się w tomie artyści świadomie kształtujący własną legendę – tym razem oglądani właśnie od strony kreacyjnej, jako ci, którzy odważyli się żyć inaczej. Kałużyński nie chce prezentować wszystkich niebieskich ptaków – ze środowiska wybiera tych najbardziej znanych, odrobinę traktując ich jak dzisiejszych celebrytów. Przegląd oryginałów rozpoczyna Marek Hłasko – i w tym przypadku Kałużyński bardzo dokładnie analizuje kolejne życiowe wybory pisarza. Nie do końca jest pewny, jakie decyzje najlepiej charakteryzowały jego odrębność, więc próbuje wyliczać różne postawy luźno ze sobą powiązane. Sprawdza też, jak legendę Hłaski podsycali jego biografowie czy znajomi. W porównaniu z Hłaską bohater kolejnego szkicu, Tyrmand, okazuje się tylko dodatkiem opowieści o jazzie. Przy klubach studenckich pojawiają się Cybulski, Osiecka i Frykowski – już bez biograficznych podróży, raczej na prawach drobnych wspomnień i skojarzeń. To nie portrety, a postacie, które przewijają się przez opisywane zjawiska, jakby Kałużyński zrezygnował z przyglądania się niebieskim ptakom na rzecz przemian w kulturze i obyczajowości. Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach to z kolei – nie mogło być inaczej – bohaterowie szeregu barwnych anegdot, tu mniej ważne stają się ich artystyczne dokonania oraz życiorysy – fakty przegrywają z plotką. Jeszcze kilka słów o Stachurze i odrobina o Piotrze Skrzyneckim – i Kałużyński zamyka ten kolorowy pochód. Zamyka, pozostawiając czytelników w pewnej, trudnej do racjonalnego wyjaśnienia, nostalgii. Jest bowiem tom „Niebieskie ptaki PRL-u” także książką o wolności jednostki, o rezygnacji z podporządkowywania się odgórnym zaleceniom.
Dobrze, że Kałużyński nie traktuje swoich esejów jako nośników biografii, a z życiorysów bohaterów wybiera tylko to, czego potrzebuje do podkreślenia oryginalności. Jego tom to ciekawostka, dopisek do strukturalistycznych opowieści o życiu w PRL-u i próba zainteresowania czytelników tymi, którzy nie bali się manifestować własnego zdania. Lektura „Niebieskich ptaków” niemal musi doprowadzić do samodzielnych dalszych poszukiwań – przynajmniej odbiorców, którzy nie znali dotąd przedstawianych tu historii. Czytelnikom świadomym prezentowanych tu faktów przypomni kilka barwnych opowieści. Czasami – jak w przypadku Osieckiej – lepiej zajrzeć do bezpośrednich źródeł. Ale Kałużyński w roli przewodnika potrafi też rozbawić i przenieść do zapomnianego niemal świata. „Niebieskie ptaki PRL-u” nie pozwalają ucichnąć indywidualnym legendom – i stanowią niemęczący zestaw atrakcyjnych do dzisiaj epizodów z biografii sław. A wszystko w zgrabnym stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz