sobota, 26 lipca 2014

TeatRyle: Powrót Szałaputków

tekst: Maria Joterka
reżyseria: Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy
muzyka: Robert Łuczak
scenografia: Olga Ryl-Krystianowska
na scenie: Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy

Aktorzy z bajki

Mogliby na scenę wyjść bez lalek, w codziennych ubraniach i bez scenografii (zresztą bardzo pomysłowej). TeatRyle bowiem z każdej historii tworzą aktorskie perełki. Co to oznacza dla widzów? Że Marcin Ryl-Krystianowski nie gra Lisa, Kwoki czy Myszy, ale jest Lisem, Kwoką lub Myszą. I że Mariola Ryl-Krystianowska nie wykłóca się sama ze sobą na dwa głosy jako Szałaputek i Szałaputka, tylko z bliska obserwuje burzliwą wymianę zdań dwóch kurczaków. Naprawdę łatwo zapomnieć o obecności znakomitych aktorów…

„Powrót Szałaputków” scenariusz ma bardzo prosty, tak, że nawet najmłodsze dzieci bez trudu opowieść zrozumieją. Mama Kwoka wychodzi w odwiedziny do znajomej, Szałaputki w zabawie przypadkiem otwierają furtkę, a tam… czyha na nie groźny Lis. Lis porywa Szałaputka i trzeba podstępu, żeby bohatera uratować. Nie ma tu fabularnych odskoczni, zresztą wcale nie są potrzebne. W krótkim (45 minut) spektaklu mieści się cały wachlarz silnych emocji – i ogromna dawka śmiechu.

TeatRyle mogą wystąpić praktycznie wszędzie – właściwą sceną staje się tu niewielka i zadaszona lada. Na oczach dzieci, w trakcie jednej piosenki wprowadzającej do historii, lada zamienia się w podwórko – za sprawą kilku zaledwie ruchów. Niewiele potrzeba, żeby zasugerować maluchom odpowiednią przestrzeń. Ta sama lada po chwili może stać się kuchnią głodnego Lisa – z rożnem, buzującym ogniem i klatką na Szałaputka. TeatRyle dzięki tym zabiegom pozwolą poznać magię teatru. Dzieci uczestniczą w tworzeniu nowej przestrzeni, ani na moment nie wybijając się z rytmu bajki. Fakt, że wyobraźnia uzupełni wszelkie umowne zabiegi, umożliwia scenograficzne zabawy. Olga Ryl-Krystianowska, córka aktorskiej pary, nie odchodzi od sprawdzonych pomysłów TeatRyli, ale też zapewnia im świeżość, zaskakując czasem dzieci rozwiązaniami. Zmiany czasowe i przestrzenne następują podczas piosenek, których w spektaklu nie brakuje. Ta sprytna metoda wymaga od odbiorców podzielności uwagi: koncentrowania się jednocześnie na treściach śpiewanych i na zachowaniach aktorów. Kto się zagapi, ten za moment odnajdzie się w zupełnie innym miejscu. TeatRyle pokazują, jak bez skomplikowanych zabiegów przenieść maluchy w centrum żywej akcji.

O grze aktorskiej Marioli i Marcina można pisać bez końca w samych superlatywach. Nie dość, że bez reszty wcielają się w kolejne postacie i są w tych wcieleniach bardzo przekonujący, to jeszcze sprawiają wrażenie, jakby ich występ był zabawą. Prowadzą swoich bohaterów lekko i wydaje się momentami, że tylko obserwują bieg wydarzeń z dystansu: akcja dzieje się poza ludźmi, lalki radzą sobie same. W prostej historyjce nie brakuje żartów i smaczków tekstowych („nie gadaj tyle, bo mi schudniesz!”), obserwacji, które uprawdopodobniają świat przedstawiony („duży może wychodzić nad staw na robaki”) i gier słownych („o kurczę”). Humor objawia się tu nawet w chwilach „grozy” – pomaga rozładować napięcie i angażuje odbiorców w bajkę. Czasem Mariola i Marcin przypominają o teatralności – w minietiudach narratorki zapominającej tekstu czy aktora gotowego do zagrania wszystkiego prowokują dzieci do uważniejszego przyglądania się opowieści, a do dorosłych puszczają oko. A kiedy grają – gestami czy tembrem głosu – wiadomo, że nawet pozbawieni lalek poradziliby sobie bez problemu i tak samo przyciągnęliby uwagę publiczności. TeatRyle uczą, jak tworzyć teatr dla najmłodszych – ich bajki i dzieci, i rodzice wspominać będą długo. I chciałoby się, żeby Szałaputki na scenę wróciły w kolejnej odsłonie historii z Lisem, Kwoką i Myszą. Bo kreacje TeatRyli są po prostu mistrzowskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz