Iskry, Warszawa 2014.
Tropy literackie
Figura błazna jest dla Moniki Sznajderman bazą, punktem wyjścia do interpretacji modnych w dzisiejszej humanistyce i pretekstem do snucia intertekstualnych rozważań o charakterze literacko-filozoficznym. Autorka wykazuje się głęboką znajomością motywów zapożyczanych między różnymi dyscyplinami narracyjnymi i z pasją owe zapożyczenia śledzi, by przedstawić czytelnikom przemiany w prezentowaniu (i traktowaniu) figury błazna. Tom „Błazen. Maski i metafory” to interpretacyjna podróż po wielu miejscach, eseistyczna opowieść o wykorzystywaniu konkretnego zagadnienia. Błazen staje się tutaj pewną konstrukcją myślową, strukturą, której fragmenty odsyłają do – wydawałoby się bardzo oddalonych – tropów. I chociaż na początku błazen nadaje kształt poszukiwaniom, z czasem coraz bardziej się zatraca wśród kolejnych przeróbek.
Monika Sznajderman próbuje znaleźć istotę błazna – nie wie do końca, czy powiązać ją z karnawałowym odwróceniem, z antytezą boskości czy ze śmiechem. Obok tych motywów przywołuje między innymi śmierć i szaleństwo – a każde z tych haseł oznacza dalsze wielotomowe błądzenie po literackich pomysłach i inspiracjach. Sznajderman wybiera najważniejsze jej zdaniem przykłady ilustrujące obecność motywu błazna w kulturze i nie rozgranicza rozrywek ze względu na stopień ich umasowienia lub elitarności. Tylko tak może przezwyciężyć brak granic dla interpretacyjnego śledztwa.
W figurze błazna zadziwiająco mało dostrzega autorka komizmu, owszem, odwołuje się do wielkich teorii śmiechu, ale wyraźnie bardziej ufa językowi metafor i symboli – komizm w postaci błazna nigdy nie wiąże się u niej z czystym śmiechem, zawsze służy innemu celowi. I z czytelniczego punktu widzenia trudno odmówić autorce racji – o wiele ważniejsze wydaje się zestawienie wizerunku błazna w roli boga czy błazna przezwyciężającego eschatologiczne zmartwienia. Z czasem błazen – wymykający się definicjom przechodzi płynnie w bardziej konkretne sylwetki, zastępuje go na przykład don Kichot – i to jego recepcję śledzi Sznajderman na przestrzeni wieków.
Autorka mnoży znaczenia i przywoływane literackie konkretyzacje, bez trudu dokonuje międzyepokowych (i interdyscyplinarnych) przeskoków, by wykazywać powiązania w temacie błazna. Dla odbiorców będzie to zatem zręczna makatka, obraz upleciony z wielu drobnych elementów. Sama opowieść utrzymana jest w dobrym rytmie – tak, że nie czuje się przejść między źródłami. Monika Sznajderman nie tylko jednak imponuje znajomością tematu i łatwością poruszania się po cudzych opowieściach – jej książka jest też umiejętnością odrzucania pewnych ścieżek. Nie da się w tomie, mimo precyzji myślowej i narracyjnej, ogarnąć całego zagadnienia, wiele razy też kuszą odkrywane po drodze nowe kierunki interpretacji. W takich momentach Monika Sznajderman nie zapomina o swoich zadaniach jako przewodniczki po motywie błazna – sygnalizuje tematy, do których zainteresowani i tak trafią (jeśli dotąd im się to nie udało), sugeruje, że mogłaby rozwinąć myśl, gdyby miała na to więcej miejsca i zaznacza, co jest warte uwagi. Figurę błazna – nie tylko jako postać, ale i postawę autora – wpisuje w szerszy kulturowy kontekst, podkreślając dla czytelników zjawisko, które często pozostaje na marginesie badań literackich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz