czwartek, 10 lipca 2014

Monika Kowaleczko-Szumowska: Galop `44

Egmont, Warszawa 2014.

Historia do przeżycia

Podróże w czasie w dzisiejszej literaturze czwartej zawsze są ryzykowne, zwłaszcza gdy mają w fabule posłużyć celom nie tylko rozrywkowym. Monice Kowaleczko-Szumowskiej przez pierwsze strony „Galopu `44” zaufać trudno – wydaje się, że autorka próbuje stworzyć edukacyjno-patriotyczną pogadankę, dla niepoznaki obudowaną codziennością bohaterów. Zresztą – codziennością też dosyć obcą zwykłym odbiorcom, bo który nastolatek bez mrugnięcia okiem daje się zabierać rodzicom na kolejne patriotyczne uroczystości… Wojtek i Mikołaj od najmłodszych lat oswajani są z historią Polski, biorą udział w spotkaniach w Muzeum Powstania Warszawskiego, w defiladach i obchodach rocznicowych. Dla ich rodziców to ważne do tego stopnia, że gdy wyjeżdżają na kilka tygodni do Londynu, wizyta w Muzeum Powstania Warszawskiego w rocznicę wybuchu powstania znajduje się na pierwszym miejscu na liście spraw do załatwienia. To już aż za mocno wskazuje zainteresowania autorki i pobrzmiewa nieco tendencyjnie. Kiedy więc Mikołaj i Wojtek odkrywają „magiczne” przejście z muzeum w sam środek powstania, przyjmuje się to raczej bez entuzjazmu – i nawet nie chodzi o prawdopodobieństwo, a o kolejną furtkę do mało subtelnego poruszenia tematu.

Ale „Galop `44” z czasem zaczyna się rozkręcać. Wojtek na początku zmuszany do podróży w czasie szybko zmienia motywacje i coraz bardziej angażuje się w pomoc powstańcom. To prowadzi do sprawdzania na własnej skórze, co oznacza przedzieranie się kanałami i przenoszenie broni, przemykanie się przez ostrzeliwane ulice, co oznacza bliskość śmierci i żegnanie kolegów. Wojtek próbuje zatrzeć pierwsze złe wrażenie, bo zaczyna mu zależeć na pewnej czarnowłosej Lidce. Mikołaj za to ma inne powody, żeby zostać – znalazł tu prawdziwego przyjaciela. Na szczęście Kowaleczko-Szumowska pamięta, że powstanie to nie zabawa czy symulator gry komputerowej – z czasem coraz bardziej bohaterowie wrastają w obcy sobie świat. Mają misję, o której nie wiedzą: potrzebna jest żywa pamięć, by o wydarzeniach z przeszłości opowiadać następnemu pokoleniu. Jednak na razie nikt nie myśli o dawaniu świadectwa… poza korespondentami przygotowującymi depesze dla polskich i brytyjskich radiostacji.

„Galop `44” to książka niezwykła między innymi dlatego, że składa się z faktycznych opowieści powstańców – ale to historie poskładane tak, że w fabule nie ma między nimi luk. Warstwa dydaktyczna nie jest nachalna, co więcej – autorka zdaje sobie sprawę, że musi przekazywać wiadomości dokładnie, żeby wyjaśnić czytelnikom reguły rzeczywistości, do której wysłała bohaterów. Sceny z powstania zapewniają odbiorcom adrenalinę (a ubocznym skutkiem jest też ich wyedukowanie), za to spójność opowieści ukrywa się w emocjach i motywacjach postaci. Czego Wojtek nie dowiedział się w szkole, od rodziców lub w Muzeum, to pozna bezpośrednio – a siła przeżyć wbije mu wydarzenia w pamięć. Jednak chłopięca tęsknota za przygodą, motyw kiedyś w literaturze czwartej właściwie bezdyskusyjny, tu nie ma takiego znaczenia jak bardziej zrozumiałe dla młodych doświadczenia. Bohater chce zrobić wrażenie na Lidce, nie zamierza odmawiać prośbom przełożonych – gdyby złamał reguły, zbyt sztucznie brzmiałoby jego przebywanie w powstańczej Warszawie.

„Galop `44” po pierwszych rozbiegowych rozdziałach bardzo zyskuje i staje się publikacją nie tylko ciekawą jako powieść dla młodzieży, ale i przyjemnym dla tej grupy docelowej uzupełnieniem wiadomości z historii. Nie ma tu zbędnych sentymentów ani martyrologii, ale Monika Kowaleczko-Szumowska nie przypochlebia się starszym czytelnikom nadmiernym patosem. Rytmem ta powieść nawiązuje do atrakcyjnych przez lata przygodówek. Autorka szukała sposobu, jak mówić do nastolatków o historii – i właśnie ten sposób znalazła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz