Znak, Kraków 2014.
Raj i problemy
Kiedy Magdalena Kordel jeszcze w Prószyńskim wydawała „Uroczysko” i „Sezon na cuda”, okazało się, że trafiła w sedno zapotrzebowań na rozrywkowe lektury „pensjonatowe” – czytelniczki błyskawicznie zadomowiły się w małym Malowniczem i kibicowały Majce oraz jej dorastającej zbuntowanej lekko córce Marysi. Teraz w Znaku Magdalena Kordel publikuje dalszy ciąg historii – po „Wymarzonym domu” przyszła kolej na „Wymarzony czas”. Oznacza to, że odbiorczynie znów mogą powrócić do malutkiego miasteczka i towarzyszyć jego mieszkankom w poszukiwaniu stabilizacji. Ta jednak nigdy nie przychodzi łatwo.
Magda, która chciała stworzyć rodzinę zastępczą dla dwóch dziewczynek, zderza się z biurokratycznymi problemami. Jednak po raz kolejny ratuje zbłąkane dusze – tym razem przybywa do niej zastraszona dawna przyjaciółka ze studiów, Marta z małą córeczką. Kobieta nie chce wyznać, przed czym – lub przed kim – ucieka, ale wyraźnie widać, że potrzebuje pomocy. Kacper, ojciec Julki, powraca do domu po długiej nieobecności i zostaje zmuszony do podróży w miejsce, o którym próbował zapomnieć. Jednym słowem, Magdalena Kordel stara się rozwijać te wszystkie kwestie, które sygnalizowała w poprzedniej książce. A rozwijać to nie zawsze znaczy rozwiązywać.
W Malowniczem dzieje się zatem bardzo wiele, przede wszystkim w sferze uczuciowej – i w przeszłości bohaterów. To zabieg, który sprawdził się w „Wymarzonym domu”, ale nic dziwnego, że autorka stara się skomplikować teraźniejszość, żeby nie powielać wygodnych schematów. Chociaż z przeszłości wyłaniają się demony, które nie pozwalają na aktualne szczęście, tu i teraz nie brakuje zmartwień. Ale Kordel mimo wszystko pisze pogodnie i rozchmurza czytelniczki choćby satyrycznym portretem Kraśniakowej, miejscowej plotkary i intrygantki. Lubi zresztą wyraziste charaktery i dość sensownie obserwuje rzeczywistość, by potem przekuć ją na prozę. A że w „Wymarzonym czasie” bardziej zajmuje ją akcja niż rozdmuchiwanie objętości opisami bez wyrazu – tym większa będzie przyjemność z czytania. „Wymarzony czas” dostarczy odpowiedniej porcji rozrywki, wzruszeń i marzeń, by czytelniczki pokochały Malownicze i zadomowiły się tutaj.
I nawet kiedy autorka sięga po drobne scenki rodem z dramatów psychologicznych czy filmów sensacyjnych, nie ośmiesza się w narracji, Azyl, który stworzyła, służy najbardziej jej samej – to już nie podporządkowywanie się modom literackim, a prowadzenie konsekwentne dobrze umotywowanej historii. Dziwić może jedynie upodobanie autorki do kobiecych imion na M – Majka i Marysia wprawdzie trochę schodzą ze sceny, ale do Magdy, która chce się zaopiekować Marcysią, przyjeżdża Marta (na szczęście z Zosią). Wprawdzie autorka wprowadza postacie powoli i nie ma szans, żeby się myliły zaangażowanym odbiorczyniom, ale po co im utrudniać rozrywkę.
„Wymarzony czas” to jedna z tych powieści, po które sięga się dla relaksu i odpoczynku. Ciepła – mimo nie zawsze łatwych tematów, serdeczna i przyjemna. Niesie nadzieję, bo w końcu w Malowniczem każdy potrzebujący pomocy znajdzie ją, otrzymuje razem z psychicznym wsparciem, zyskując jeszcze mały prywatny raj. Magdalena Kordel tworzy coś w rodzaju życiowej baśni z bezinteresowną dobrocią, chce, by czytelniczki mogły uwierzyć w opowieści o znajdowaniu swojego miejsca. „Wymarzony czas” to książka-koc, jedno z tych czytadeł, które w trudnych chwilach pozwalają oderwać się od własnych kłopotów i odkryć krzepiącą podróż do Malowniczego, miasteczka, w którym spełniają się marzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz