piątek, 11 lipca 2014

James Patterson i Chris Tebbetts: Gimnazjum. Najgorsze lata mojego życia

Albatros, Warszawa 2014.

Gra w szkole

James Patterson nie cieszy się najlepszą sławą jako pisarz, który zatrudnia dla siebie ghostwriterów. Przy tytule „Gimnazjum. Najgorsze lata mojego życia” – powieści dla młodzieży – widnieje jednak także nazwisko Chrisa Tebbettsa, współautora tomu (i najprawdopodobniej – właściwego autora narracji). Zawirowania wokół procesu twórczego tracą tu jednak na znaczeniu – autorzy kierują tom do czytelników z reguły zbuntowanych i niechętnie nastawionych do lekturowych wysiłków. Ale „Gimnazjum” kusi. Kusi między innymi nawiązaniami do poczytnych serii (Cwaniaczek Kinneya to postać wyraźnie inspirująca bohatera) – a i obietnica wielkiego skandalu.

Zaczyna się od sceny intrygującej – Rafe trafia do wozu policyjnego. O finale zapowiedzianym na pierwszej stronie czytelnicy szybko zapomną ze względu na natłok kolejnych wydarzeń. Rafe w gimnazjum otrzymuje zestaw zasad obowiązujących każdego ucznia. Tajemniczy przyjaciel bohatera, Leo, podpowiada mu, by potraktował ów kodeks jako wyzwanie – i złamał wszystkie jego zasady. Za to będzie dostawał od Leo punkty. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, Leo zaostrza reguły wyzwania i przydziela koledze trzy życia. Teraz rzeczywistość zamienia się w ekscytującą grę komputerową. Rafe dodatkowo musi uważać na szkolnych prześladowców, zwrócić na siebie uwagę pewnej piękności i nie zaogniać sytuacji w domu. W zasadzie to motywy zawsze obecne w tomach dla młodzieży. Tu kryje się jednak kilka fabularnych niespodzianek – bonusów, bo czytelnikom zapewne wystarczyłby popis łamania zasad.

Tłumaczka próbuje wracać tu do „starego” systemu szkolnictwa – pierwsza klasa gimnazjum to dla niej szóstoklasiści (tyle że na początku gimnazjum) – wprowadza to trochę zamieszania i nie wiadomo, czy jest potrzebne. Narracja ma silne punkty (między innymi język i pomysły fabularne), ale też kilka słabszych stron – do tych należy zwłaszcza rozwlekanie historii na początku. W kilku pierwszych rozdziałach Rafe nie mówi, co się dzieje, a zapowiada, co będzie się działo. Zamiast podsycać ciekawość, trochę tym męczy – z czasem na szczęście się rozkręca. Jak w „Dzienniku Cwaniaczka”, tak i tu czasem opisy przejmowane są przez rysunki. Laura Park decyduje się jednak na ilustracje bardzo bogate w szczegóły i zmusza odbiorców do uważnego śledzenia kolejnych fragmentów obrazka – inaczej nie dowiedzą się, jak Rafe zdobył swoje punkty w grze. Zdarza się, że dodaje też znaczące ilustracje do samej historii – podkreślając humor tomu. Zwłaszcza rozwiązanie z przeniesieniem złamania reguł do kadrów opowieści wydaje się bezpieczniejsze dla autorów i mniej realistyczne dla odbiorców – to swoiste zabezpieczenie przed podsuwaniem czytelnikom głupich pomysłów.

Rafe stopniowo wpada w coraz większe tarapaty – o ile Luzak czy Cwaniaczek nie komplikowali sobie przesadnie życia, o tyle Rafe naprawdę traci grunt pod nogami i to na wielu płaszczyznach. W efekcie odbiorcy śledzą jego poczynania już nie dla śmiechu, a z ciekawości – jak też bohater wybrnie z tak potężnego galimatiasu. Cel zatem, czyli przekonanie młodych ludzi do czytania, zostanie osiągnięty.

Patterson i Tebbetts posługują się czasem fabularnymi oczywistościami i schematami w scenariuszu, a do tego nawiązują do pomysłów z bestsellerowych tomów literatury czwartej. Ale kilka razy przedstawią też pomysły, które mogą się spodobać młodzieży – sięgają po satyrę i elementy paranormal. Cały czas pamiętają o grupie docelowej, przez co można im wybaczać uproszczenia. To w końcu powieść rozrywkowa dla gimnazjalistów i jako taka zadziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz