WNK, Warszawa 2014.
Powroty
Anna Duszkowska, która w XXI wieku żyła samotnie i w dodatku bez krewnych, odkryła sposób przenoszenia się w czasie do lat przedwojennych. Tam znalazła wielką miłość i poznała własną rodzinę. W „Powrocie do Nałęczowa” Wiesława Bancarzewska nakreśliła miłą historyjkę obyczajową z motywami fantasy (odrobinę na wzór „Przeklętej bariery” Joanny Chmielewskiej) i oswoiła czytelniczki z podróżami po czasach. Bo przecież poza możliwością życia w dwóch epokach, Anna Duszkowska jest zupełnie zwyczajną kobietą, która pragnie miłości i stabilizacji.
W „Zapiskach z Annopola” bohaterka powraca. Już porządnie zakorzeniona w przedwojniu: ma kilkuletnią córeczkę Walentynę i kochającego męża. Poznała swoich rodziców (którzy jeszcze nie zwracają na siebie nawzajem uwagi, randkują za to z innymi), zyskała oddanych przyjaciół i uznanie służby. Teraz największym jej zmartwieniem jest zbliżająca się druga wojna światowa – podczas bardzo krótkich wypadów do „swoich” czasów Anna szuka w internecie informacji o własnej rodzinie. Szykuje też drogę ucieczki przez zaczarowany obraz. A poza tym – prowadzi dom (postępowy, bo nie pozwala wmawiać Walentynce, że dziewczynki są gorsze od chłopców, nie zakazuje jej też bawić się z rówieśnikami z czworaków) i… pisze bajki dla dzieci. Stała się autorką Naszej Księgarni – i przez pewien czas prowadzi jawną reklamę swojego wydawnictwa. Sięga również po materiały sprzed dekad – cytuje między innymi artykuły prasowe czy anegdoty Szancera, którego w swojej opowieści zresztą poznaje. Te cytaty, chociaż mają uwiarygodnić akcję (i czasy), trochę psują efekt, brzmią nieco sztucznie (w końcu żadna z autorek piszących o literackim tu i teraz nie odwołuje się do rzeczywistych artykułów, nie ma takiej potrzeby, nawet jeśli chce wskazać na „hasła dnia”), a do tego sugerują, że Bancarzewska nie ma już pomysłu na zapełnienie miejsca w tomie – zupełnie niepotrzebnie. Dobrze, że jest tylko kilka takich punktów w książce – autorka na tyle sprawnie porusza się w świecie swojej bohaterki, że nie musi stosować podobnych protez w narracji.
„Zapiski z Annopola” są historią nastawioną bardziej na uczucia niż na wydarzenia. Wiadomo, że wojna wybuchnie w niedalekiej przyszłości, wiadomo też, że Anna może przenieść się do bezpiecznych dla niej czasów, a nawet zabrać ze sobą bliskich – chociaż droga powrotu może niespodziewanie zostać odcięta. Czytelniczki mają zatem skupiać się na kwestii odbudowywania relacji rodzinnych (nieco skomplikowanej, bo przecież Anna nie może wyznać rodzicom, kim dla niej są) oraz na organizowaniu życia w przeszłości. Dla bohaterki przedwojenny Annopol jest azylem – nawet świadomość wojny nie staje się straszna w obliczu rodzinnej sielanki, jakiej Anna w XXI wieku nie zaznała.
Wiesława Bancarzewska posługuje się naiwnym chwytem przenoszenia postaci w czasie – nie dba o błędy logiczne czy zasady fizyki, nie stara się wytłumaczyć magicznego przejścia, za to bardzo starannie kreśli portrety charakterologiczne swoich bohaterów. Dzięki temu czytelniczki zatapiają się w lekturze i wybaczają autorce infantylne uproszczenia i pomysły fabularne. W końcu tęsknota za rodzinnym ciepłem i miłością to uczucie, które uzasadni każdy nawet najbardziej nieprawdopodobny fabularny zabieg. W Annopolu dzieją się rzeczy wspaniałe – i wcale nie chodzi tu o obraz z modrzewiem, który przeniesie bohaterkę daleko w przyszłość, do jej czasów – a o radość płynącą z bycia z bliskimi, o krzepiącą obecność ukochanych, o zwykłe towarzyskie i rodzinne życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz