Galaktyka, Łódź 2014.
Sukcesy życiowe
Sportowa seria Galaktyki w dalszym ciągu prężnie się rozwija, a że bieganie stało się ostatnio modne – ma szansę zdobyć większe grono czytelników. Kolejnym tomem w cyklu jest „Siła ambicji”. Mo Farah (czy jego ghost, T. J. Andrew) prezentuje tu swoją drogę do międzynarodowej kariery i bardzo szczegółowo omawia swoje życie. Urodzony w Somalii biegacz poważnie podchodzi do zadania, jakim jest stworzenie autobiografii – wyczerpująco omawia kolejne etapy życia oraz kariery, zasypuje odbiorców faktami z życia prywatnego i pracy. Pisze o swojej rodzinie, o dzieciństwie w Afryce, o wieloletnim rozstaniu z bratem bliźniakiem – i o treningach. Nie zapomina o pierwszych biegach i o trudnym wyborze między lekkoatletyką a piłką nożną. Bardzo dużo miejsca poświęca swojemu nauczycielowi w-fu, który dostrzegł w nim talent do biegania i wskazał drogę rozwoju. W dalszej pracy pojawia się między innymi trener Alberto Salazar, ale zanim do niego Mo Farah dotrze w opowieści, minie wiele czasu.
Bo Mo Farah ma do powiedzenia wiele, i to jeszcze zanim na dobre rozpocznie prawdziwe treningi. Stara się przedstawić absolutnie wszystko, przywołuje nawet drobne żarty z żoną – całą tę spowiedź można by mocno skrócić, tyle że wtedy pewnie czytelnicy czuliby pewien niedosyt. Tak – nie mogą narzekać na przesadną selekcję informacji. Zwłaszcza że autobiografie biegaczy to lektury o specyficznym szkielecie konstrukcyjnym. Farah może zyskać uznanie dzięki przebijającej się przez tekst skromności i zwyczajności. Zawsze podkreśla, komu i czemu zawdzięcza sukcesy, nie kreuje się tu na gwiazdę. Co ciekawe, mimo afrykańskiego pochodzenia czuje się Brytyjczykiem – dziwnie więc brzmi, gdy dystansuje się choćby od kenijskich biegaczy, a przedstawia siebie jako Europejczyka, który wygrał wyścig. To manifestacja przywiązania do drugiej ojczyzny – ale nie do końca przekonująca przez zbyt łatwe przekreślenie przeszłości. A przecież na początku Farah sporo opowiada o problemach z przyswojeniem nowego języka – a nawet o bójkach z powodu koloru skóry.
Farah sporo uwagi poświęca też pozatreningowej pracy nad sobą. Analizuje przyczyny porażek, przedstawia wnioski, do jakich doszedł, opowiada o umowach sponsorskich (które czasem też stają się czynnikiem motywującym do pracy), wylicza zmiany pomagające osiągnąć lepsze wyniki. Udowadnia, że sam talent nie wystarcza, potrzebna jest jeszcze ciężka praca na treningach i – kwestia psychiki. Nie zawsze proponuje czytelnikom gotowe wnioski, czasami zostawia ich z materiałem do przemyśleń i nie wyręcza w konstruowaniu pełnego obrazu sportowca. A że wyniki sportowe autora są powszechnie znane – część finału tej historii zna niemal każdy odbiorca. Dlatego też łatwiej jest śledzić drobiazgowe zwierzenia, a i sam Farah nie musi budować napięcia w książce, wystarczy, że będzie spokojnie zmierzał do celu.
Pomysł na okładkę przykuwa wzrok. Artystyczne fotografie (i złoty grzbiet z wytłoczonymi literami) to oprawa godna olimpijskiego mistrza. I w środku znajduje się kilkadziesiąt zdjęć, dzięki którym czytelnicy poznają bohaterów tej opowieści. Mo Farah daje się w ten sposób polubić, zaprasza do swojego życia i niewiele chce ukryć. To jeszcze przysporzy mu fanów. Książka, która ukazuje się niedługo po ogromnym sukcesie nie jest publikacją przygotowywaną pospiesznie ze względu na oczekiwania odbiorców – to opowieść rzeczowa, staranna i bardzo długa – w sam raz dla tych, którzy sportową serię Galaktyki cenią za prywatne opowieści znakomitych sportowców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz