niedziela, 8 czerwca 2014

Maurice Sendak: Tam, gdzie żyją dzikie stwory

Dwie Siostry, Warszawa 2014.

Spotkanie

Dzikie stwory istnieją. Żyją w wyobraźni, która pozwala nawet najodleglejsze krainy poznawać, nie ruszając się z miejsca. Dzikie stwory są zawsze posłuszne temu, kto je odkryje. Dzikie stwory zapewniają wspaniałą zabawę – zawsze. Dzikie stwory to symbol fantazji i wolności, którą ta fantazja daje. I dlatego to świetnie, że wydawnictwo Dwie Siostry przypomina książkę obrazkową „Tam, gdzie żyją dzikie stwory” – w oryginale zaprezentowaną w 1963 roku. Nie tylko dzieci będą tą publikacją zachwycone.

Max to mały chłopiec, który strasznie psoci. Do tego stopnia, że ściąga na siebie gniew mamy. Za karę musi iść do swojego pokoju, a tam… czeka na niego przygoda. Max przenosi się na wyspę zamieszkiwaną przez dzikie stwory – a dokładniej to pokój zamienia się w bezkresną przestrzeń. Chłopiec wyrusza w nieznane bez obaw, co owocuje niezwykłym spotkaniem. Nie każdy może zyskać uznanie gromady dzikich stworów – i nie każdy ma szansę się z nimi pobawić. Zwłaszcza dzisiaj. Teraz w bajkach zamiast dzikich stworów w pokojach dzieci pojawiać się mogą jedynie potwory spod łóżka i nie ma już mowy o dalekich eskapadach w poszukiwaniu wielkich wyzwań. Dzieci chroni się przed wytworami wyobraźni, a jednocześnie karmi się je papką z kreskówek. Dziś dzikie stwory nie umiałyby się pojawić w głowach dzieci przyzwyczajonych przez komputery i telewizję do gotowych rozwiązań. Dziś maluch w pustym pokoju nie znalazłby możliwości ucieczki w świat wyobraźni – i dlatego między innymi książka, którą proponuje Maurice Sendak, jest bardzo cenna.

Sendak zaprasza odbiorców do świata niemożliwego, świata bez przerwy przypominającego o swojej umowności – w końcu skoro las wyrasta nagle w pokoju, autor uwalnia się od konieczności zawiłych wyjaśnień i szybko wyprawia bohatera w drogę. Wiadomo, że taki świat nie jest prawdziwy – a jednak obecność dzikich stworów dość szybko każe tę świadomość zignorować. Odbiorcy wraz z małym bohaterem przeżywać będą krótką chwilę na wyspie – dla samego smaku pięknej przygody. Olbrzymie dzikie stwory wyglądają baśniowo i odrobinę groźnie, ale są wobec przybysza łagodne, pozwalając zagłębić się w nowy świat. Książka nie zaniepokoi zatem, a ujawni piękno wyobraźni oraz jej potęgę.

Maurice Sendak tworzy ilustracje, które polskim czytelnikom kojarzyć się będą nieco z pracami Edwarda Lutczyna – przynajmniej przy prezentacjach „strasznych” dzikich stworów. Autor po pierwsze wykazuje się kreatywnością przy mnożeniu dziwnych istot (sam Max wszędzie pojawia się w zabawnym kostiumie kota), po drugie – czasem przechodzi na narrację czysto rysunkową. Stosuje stonowane i pastelowe kolory, ale ilustracje ożywia przez kreskowane cieniowanie i tworzenie rozmaitych „faktur” na każdym ze stworów (widać to po układzie futra i cieniach). Sendak sprawia, że ten tomik ogląda się z zachwytem – nawet gdy jest się już dorosłym. To rzadkie dzisiaj połączenie humoru, fantazji, bajkowości i kreatywności. Może sama historia, mimo przejścia w niezwykłą przestrzeń, nie zrobiłaby na odbiorcach wrażenia, gdyby nie warstwa graficzna. Tutaj każdy obrazek staje się zaproszeniem w świat Maxa. Sendak pokazuje, na czym polega urok dziecięcej wyobraźni niezmanierowanej jeszcze przez media i mody – pozwala przypomnieć sobie potęgę umysłu i urok dzieciństwa. W końcu Max w świecie fantazji naprawdę potrafi panować nad dzikimi stworami – to wyrabia w nim odwagę i pewność siebie, a przy tym zniechęca do psocenia w domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz