Jaguar, Warszawa 2014.
Duże dramaty
W „Małych szczęściach” mnóstwo jest ogromnych nieszczęść i życiowych tragedii. Erica James wprawdzie sugeruje (tonem, gatunkiem i kierunkiem rozwoju akcji), że w przyszłości postara się wyprostować losy postaci, ale bardzo długo zarzuca czytelniczki problemami, które wymagają skupienia i wręcz psychologicznej refleksji – chociaż tu o podpowiedziach psychologów nie ma mowy, bohaterowie muszą samodzielnie radzić sobie z codziennymi wyzwaniami.
Harriet, młoda kobieta, postrzegana jest tu przez dramat rodziny. W wypadku giną jej siostra i szwagier, którzy osierocają dwójkę małych dzieci. Dziećmi tymi ma zająć się Harriet, zgodnie z obietnicą, którą kiedyś dość pochopnie złożyła. Tyle że Harriet nie lubi dzieci i nie nadaje się na ich opiekunkę, co bez przerwy uświadamiają jej bliscy. Rzeczywistość jednak wygląda inaczej, a czytelniczki otrzymają dość pełny obraz sytuacji. Autorka bowiem w narracji przeskakuje do różnych postaci – wiadomo, co o swoich zadaniach sądzi Harriet, znane są motywacje dzieci, opinie rodziców oraz sąsiadów. Zresztą wielogłosowa historia rozrasta się w różnych kierunkach – nie wszyscy są skoncentrowani na śmierci Felicity. Ktoś podejrzewa partnera o romans, ktoś inny ma problemy z dorastającymi dziećmi. Życie toczy się swoim trybem, wypełnione przez zobowiązania zawodowe i prywatne dylematy – decyzje jednego człowieka wpływają na losy innych, czasem nawet w stopniu, którego nikt by nie przewidział.
Erica James rozbija opowieść na przeżycia poszczególnych postaci i prowadzi ją bardzo skrupulatnie przez kolejne miesiące. Każdy wątek doczeka się w przyszłości rozwinięcia lub zaskakującej i niekoniecznie przyjemnej puenty – opowieść ma imitować toczące się życie, w czym drobiazgowość bardzo pomaga. James pamięta o dalekosiężnych konsekwencjach decyzji i wydarzeń, w odpowiednim momencie odniesie się do tego, co czytelniczki zdążyły już przykryć kolejnymi spostrzeżeniami. Bardzo dba o to, żeby wątek Harriet i jej spraw sercowych nie zdominował fabuły – stąd też sens nieszczęść z różnych stron. „Małe szczęścia” to powolne budowanie piekła tylko po to, by pokazać, że człowiek zawsze znajdzie w sobie siły na przezwyciężenie najgorszego. Autorka nie oszczędza żadnej grupy wiekowej – kłopoty dotykają i kilkulatki, i seniorów. Wiele sytuacji spowoduje u bohaterów głębokie traumy. James mierzy się z nieszczęściami, a paradoksalnie nie zapomina i o krzepiącej roli powieści obyczajowych. Pociesza, chociaż nie funduje postaciom życia jak z bajki, raczej wydobywa na światło dzienne wszelkie starannie skrywane lęki i koszmary.
W „Małych szczęściach” imitowanie codzienności jest równie ważne jak ucieczka od stereotypowych scenariuszy. Przez bardzo dokładne opisywanie wydarzeń autorka chce zagęścić narrację na tyle, by ukryć szkielet konstrukcyjny powieści. Zależy jej na wzruszaniu czytelniczek – często kosztem bohaterów. „Małe szczęścia” to nie powieść, którą dałoby się określić jako pogodną – ale mimo ucieczki od optymizmu, autorce udaje się przywiązać do siebie czytelniczki i zachęcić do kibicowania ciężko doświadczonym postaciom. „Małe szczęścia” to powieść obyczajowa spoza nurtu ciepłych czytadeł – co części czytelniczek z pewnością wyda się sporą zaletą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz