Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Wiara, nadzieja i…
O czym może pisać młody autor, który nie zamierza być kojarzony z nurtem powieści obyczajowych dla pań, a chciałby zaistnieć jako przedstawiciel młodej prozy? Oczywiście o tym samym, co autorki poczytnych obyczajówek – o miłości. Tyle że w zupełnie inny sposób. Radek Rak nie zamierza tego ukrywać – sens swojej historii wyciąga do tytułu: „Kocham cię, Lilith” ma być świadectwem dojrzewania do najbardziej żarliwego uczucia. To pogoń za spełnieniem, żądza przekuta na słowa. Ze względu na popularność literatury erotycznej zwykłe łóżkowe sceny nie wystarczą już jako uzasadnienie potrzeby pisania – również na sceny miłosnych uniesień trzeba znaleźć nową-starą formę wyrazu, by nie przepaść w zalewie powtarzalnych wynurzeń. Rak próbuje niemal przemocą wedrzeć się do wyobraźni odbiorców, rzuca się na temat bez kompleksów, a w powieści o ponadczasowym (i stałym) temacie miłości wykorzystuje zagadnienia, które nie pozostawią czytelników obojętnymi: seks i nostalgię.
„Kocham cię, Lilith” to książka, która ciągle próbuje znaleźć tkankę łączną dla fizycznej strony miłości – oraz uduchowienia. Dla autora biblijne aluzje, symbole i nawiązania, czy to bezpośrednie i nazywane, czy ukryte w konstrukcji stanowią pierwsze uzasadnienie najskrytszych wyznań bohatera. Boskość musi połączyć się z wulgarnością, pragnienie znajduje swoje ujście tylko w wywyższeniu obiektu żądz. Rak może umieszczać kobietę na piedestale – umożliwia mu to stałe odnoszenie się do Biblii. Autor bardzo dba o to, by nie wulgaryzować tematu – celowo uwzniośla „zwykłą” fabułę przez odejście w stronę oniryczności i braku rozeznania między rzeczywistością, fikcją i powieściowymi wyobrażeniami. Wychodzi od banału, który w obyczajówkach byłby zbyt egzotyczny – młody bohater, Robert, trafia do sanatorium. Mimo stanu zdrowia pozwala sobie na miłosne podboje – jego uwagę przykuwa kobieta-wamp, Iwona, a także lekarka Małgorzata. Jednak gdy po wspaniałej nocy Iwona znika, okazuje się, że nikt w sanatorium jej nie zna. Dalszy ciąg śledztwa wykazuje jeszcze więcej tajemnic. Robert spotyka mężczyzn, którzy cenią sobie dobre opowieści i tanie wino – w ich relacjach powraca pewna boska istota ułatwiająca chłopcom inicjację seksualną.
Do warstwy onirycznej dochodzi jeszcze druga płaszczyzna fikcji: lektura. Robert zanurza się w świat literatury, przejmuje emocje bohaterów i wkrótce dostrzega dziwne przenikanie się realiów i fabuł. Nie pomaga mu w trzeźwej ocenie sytuacji ani silne zafascynowanie kobietami (czy raczej po prostu kobiecością), ani zły stan zdrowia. Robert przeżywa coś, na co nie miałby szans w normalności. Sam nie potrafi zmienić swojego postrzegania otoczenia, co wprowadza go w stan podobny do transu. „Kocham cię, Lilith” to zwielokrotnione wyznanie tak charakterystyczne dla wolnych od romantyzmu czasów. Zachłanne, pełne wiary i niecierpliwe. To nie idealizm a niemożność zaspokojenia nadaje ton relacji.
A Radek Rak przede wszystkim rozkoszuje się brzmieniem własnej prozy. Temat jest dla niego tylko pretekstem do opowiadania, mnożenia słów, tworzenia melodyjnych fraz. Czasem sięga po gwary i koloryt lokalny, ale przede wszystkim polega na barwnych charakterach z pogranicza jawy i snu. W „Kocham cię, Lilith” ograny temat musi zyskać oryginalną oprawę – Rak swojej szansy upatruje w stylizacjach językowych. Nie będzie trudno wskazywać zapożyczenia formy – ale bardziej przykuwa uwagę nasycenie emocjonalne samych fraz – to przez eksperymenty formalne Rak może pozwolić sobie na łączenie skrajności i unikanie banalnych rozwiązań – sposób prowadzenia opowiadania zastępuje momentami brak spójności fabularnej. Rak popisuje się formą – i na te popisy przede wszystkim będzie się zwracać uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz