Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Miłość po traumie
W takich historiach wiadomo, jaki będzie finał, wiadomo też, z kim. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko cieszyć się samą narracją. Kristan Higgins próbuje uprzyjemnić odbiorczyniom oczekiwanie na płomienny romans przez wątki spoza egzystencji Faith i nawiązania do przeszłości. Rodzinę bohaterki obdarza oryginalnymi charakterami i poglądami, wszystkich wplątuje w ciekawe dalszoplanowe relacje. Bo tło romansu Faith musi zrekompensować czytelniczkom schematy z pierwszego planu. Faith jest jak Bridget Jones. Ma lekką nadwagę i tendencję do popełniania niezręczności przy przystojnych mężczyznach. Zdarza jej się skompromitować przed Levim, którego szczerze nie cierpi od czasów swojego niedoszłego ślubu. To Levi nie dopuścił do przysięgi przed ołtarzem – świadomy, że wybranek Faith i jego najlepszy przyjaciel jest gejem. Upokorzona Faith do rodzinnego miasta powraca dopiero po trzech latach – teraz Levi wyzwala w niej czystą złość. Chociaż obiektywnie rzecz biorąc – to superprzystojniak, samiec alfa i komendant policji. Faith obwinia go o swoje niepowodzenia, ale nie może pozostać obojętna na jego wdzięki.
Na pierwszym planie Higgins prezentuje zatem najbardziej klasyczny i zbanalizowany romans. Operuje tanimi chwytami i rozwiązaniami rodem z melodramatów. Nikogo nie zdziwi, że Levi zwraca uwagę na Faith zwłaszcza wtedy, gdy jest ona nieatrakcyjnie ubrana, ma potargane włosy i przeżywa rozmaite kryzysy. Nikogo też nie zdziwi, że sam Levi zawsze prezentuje się idealnie i stanowi obiekt westchnień wszystkich kobiet znajdujących się w pobliżu. Takie są prawa romansu, trudno od tego wątku w fabule oczekiwać czegoś więcej. Dlatego też Kristan Higgins rozbudowuje rzeczywistość bliską bohaterom. Po pierwsze, w młodości Faith kryje się mroczna tajemnica i przyczyna traumy – niby odbiorczynie wiedzą, co się stało w rodzinie, a jednak do końca nie znają wszystkich faktów. Po drugie, do nietypowych należy pierwszy związek Faith z Jeremym – w mężczyźnie, który porzucił ją przed ołtarzem, Faith mimo wszystko ma oddanego przyjaciela. To relacja, która się nie znudzi, mimo jej jednobarwności. W rodzinie Faith zresztą mnóstwo jest nieidealnych związków – dziadkowie bez przerwy się kłócą (mimo że nie mogą bez siebie żyć), wokół ojca kręci się pewna drapieżna i czyhająca na pieniądze podstarzała uwodzicielka, a jedna z sióstr wciąż podejmuje erotyczne gry ze swoim mężem. W „Nie ma tego złego” każdy zajęty jest własnymi sprawami, co trochę odciągnie uwagę od doświadczeń Faith. Również u Leviego pojawiają się problemy – siostra nie umie odnaleźć się w rzeczywistości studenckiej, a była żona zamierza wrócić.
Kristan Higgins operuje motywami ogranymi i sprawdzoną konwencją – ale w jej powieści nie powinno się szukać oryginalności czy odkrywczości. Tu jest miejsce tylko na rozwijanie romantycznych uczuć, na prowadzenie historii ciepłej, optymistycznej i baśniowej do szczęśliwego oraz znanego wszystkim końca. Tę książkę czyta się bardziej dla narracji niż dla szczerości uczuć – Higgins wie, że jej odbiorczynie będą się wzruszać drobnymi gestami miłości ze strony wymarzonego faceta – stąd biorą się jej pisarskie decyzje. „Nie ma tego złego” to romans zorientowany na happy end, a skoncentrowany na tworzącej się mimo przeszkód więzi między bohaterami. To powieść rozrywkowa tylko dla fanek gatunku – bo te bez trudu wybaczą wszelkie uproszczenia i fabularne ustępstwa. Kristan Higgins pisze dla kobiet chcących wierzyć w miłość idealną i kompletnie nieżyciową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz