Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Zrządzenia losu
Kilka truizmów dałoby się podporządkować tomowi Magdaleny Zimny-Louis bez trudu. Na przykład ten, że życie człowieka to materiał na książkę. Albo – że pisanie i tworzenie jest poszukiwaniem odpowiedzi na to, co by było, gdyby. Autorka odrywa się od standardowych narracji i zwykłych sposobów postrzegania literackiej przestrzeni, by zjawiska i fakty uporządkować w bardzo specyficzny sposób. Nie wiadomo właściwie, czy tworzy obyczajówkę, czy kryminał, czy w ogóle pastisz literatury rozrywkowej. Zalewa odbiorców falami słów, nie pozostawia im czasu na przeanalizowanie sytuacji, gna w opowieści do przedstawienia tajemnicy, a jednocześnie spowalnia odkrywanie faktów przez swobodne przeskoki do życiorysów różnych osób. Jest jako bohaterka-narratorka silnie zaangażowana w wydarzenia, ale daje się też odczuć trudny do uzasadnienia dystans wobec tego, co dzieje się w najbliższym otoczeniu Emmy Dudy. A dzieje się bardzo wiele, albo zupełnie niewiele, zależy od punktów widzenia.
Wszystko, co się wydarzy, czytelnicy poznają już w pierwszym akapicie tomu. Emma Duda decyduje się na emigrację – chce wyjechać z Anglii do Polski, a na jej decyzję wpływ mają tajemnicze morderstwa w Londynie. Bohaterka, policjantka, ma także osobiste powody, by opuścić ojczyznę matki, ale o tym opowie później, a właściwie – wszystko wyniknie z analizy wydarzeń. W każdym razie decyzja o wyjeździe to powód do przeskoków w przeszłość – i to nie tylko przeszłość Emmy, ale również jej rodziców. Emma opowiada także o ofiarach i ich życiu (oraz przyczynach śmierci) – by wszystkie wątki w końcu splotły się w jedną wyrazistą interpretację codzienności postaci.
„Kilka przypadków szczęśliwych” to opowieść, w której forma staje się momentami znacznie bardziej ważna niż treść. Zimny-Louis nie dba o powolne prezentowanie charakterów postaci, interesuje ją za to czysta akcja, z której zainteresowani wyłuskiwać mają ślady psychologicznych konstrukcji. Autorka zdecydowanie woli jednak koncentrować się na dynamice książki i na testowaniu formy. Opowiada przede wszystkim dla przyjemności opowiadania, jej tom jest jak puzzle, dopiero na końcu układanki okaże się, jaki naprawdę obrazek autorka przedstawiła na początku.
Inność powieści zauważalna jest najbardziej w stylu narracji. Bohaterka, która prezentuje swoją egzystencję i czynniki mające wpływ na decyzje, posługuje się gawędziarskim tonem niespecjalnie znanym z kryminałów. Próbuje zagadać odbiorców, doprowadzić samą opowieść do absurdu – mówi, co się wydarzyło, zawsze przesadnie zaznaczając, że mogłoby się nie wydarzyć i wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Przypomina o umowności literackiej, wybija odbiorców z realizmu powieściowego – by odpychani od fabuły mogli silniej się jej uczepić. Ta strategia sprawdza się w tomie – nadaje lekkości motywom, które byłyby w obyczajówce rozrywkowej zbyt trudne i przykre, a jednocześnie przywodzi na myśl strategię autora-demiurga, który udaje, że historia wymknęła mu się spod kontroli. Ożywcze spojrzenie na standardowe motywy sprawia, że to sposób opowiadania najbardziej zapada w pamięć, a nie sama treść. Magdalena Zimny-Louis znalazła sobie sposób na ubarwienie scenariusza, który mógłby okazać się przewidywalny i monotonny. „Kilka przypadków szczęśliwych” to popis narracyjny, zabawa z konwencją i ukazanie potencjału przerabianych już fabuł. Autorka przez zmianę językowych przyzwyczajeń unika tekstowego rozleniwienia i wprowadza do swojej książki delikatną nutę dowcipu. Zimny-Louis może przy okazji sprowokować do zastanawiania się, co by było, gdyby…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz