Świat Książki, Warszawa 2014.
Oniryczność wspomnień
Znalazła się książka „Smak pestek jabłek” w serii Leniwa Niedziela, chociaż zupełnie nie przypomina dotychczasowych publikacji wydanych pod tym szyldem. Chyba żeby za wyznacznik wziąć rodzaj uczuć między bohaterami. Konstrukcja tomu, język narracji i sam pomysł na przedstawianie egzystencji postaci to czynniki, które wyróżniają książkę nie tylko pośród innych tytułów w serii, ale nawet wśród powieści obyczajowych. Katharina Hagena zbliża się raczej do literatury środka, do mitotwórczych schematów i nadziei na zdobycie uwagi odbiorców magicznym nastrojem. To literatura, która ma przede wszystkim uwodzić stylem – do zaoferowania ma właśnie zmysłowość opisów, a nie pomysł na fabułę. Tu warstwa tekstowa zatrzymuje odbiorców, i to zatrzymuje na długo. Hagena opowiada dla samej przyjemności opowiadania i mniej interesuje ją, co stanie się z bohaterami.
Do tego autorka dodaje elementy oniryczne w kreacjach postaci. Wszystko zaczyna się z chwilą, gdy Iris dziedziczy dom babci, przyjeżdża na miejsce i zanurza się we wspomnieniach. Przez tydzień bohaterka przypomina sobie, czym wyróżniali się poszczególni członkowie rodziny, a każdemu odkryciu nadaje nierealistyczny kształt w opowieści. Pojawia się tu między innymi kobieta, która krzesze palcami iskry i inna, cierpiąca na chorobę Parkinsona.- oba zjawiska funkcjonują w tomie niemal na prawach magii, pokazują odkształcenie świata i nie zyskują prawdziwego wyjaśnienia, bo takie nie jest potrzebne, zniszczyłoby tylko konstrukcję tomu.
W „Smaku pestek jabłek” historia rodziny zawężana jest do najbardziej niezwykłych momentów, istotnych albo w budowaniu międzyludzkich relacji, albo też w sygnalizowaniu przełomowych chwil. Po latach Iris spotyka się właśnie w tym miejscu z bratem dawnej przyjaciółki: zna go wprawdzie jako prawnika, ale dopiero sytuacja w rodzinnym domu, samotność i podróże w przeszłość umożliwiają bohaterce zmianę spojrzenia na mężczyznę. Trzeba przyznać, że to wątek akurat dosyć naiwny, jakby Hagena mimo wszystko nie chciała się odrywać do końca od konwencji obyczajowych – a jednak dobrze umotywowała obecność zapowiedzi romansu. W końcu Iris może też dowiedzieć się czegoś o losach przyjaciółki – kolejnej bardzo dziwnej postaci.
Katharina Hagena nie lubi dosłowności ani scenek szkicujących zależność między bohaterami. Unika ulotnych rozmów oraz niepotrzebnych gestów, nie chce przyglądać się teraźniejszości. Zanurza się we wspomnieniach przefiltrowanych już przez analityczne przemyślenia, proponuje odbiorcom nie tyle sytuacje co obrazy sytuacji, już zinterpretowane. Stawia na długie opisy, brzmiące zawsze bardziej poetycko niż przyziemne dialogi – zresztą w wymyślaniu rozmów nie czuje się najpewniej, tu musiałyby pojawić się konkrety, które przeszkadzają w dopracowaniu klimatu. Hagena stawia na malowniczość i na nastrojowość, a uzyskuje to również przez akcentowanie samotności w rodzinnym domu. Iris milczy, bo nie ma się do kogo odzywać. Jej przodkinie milczą, żeby nie zagłuszać języka znaków. Hagena wie, że czytelnicy znajdą realistyczne wyjaśnienia nawet najdziwniejszych postaw bohaterów, więc sama nie męczy się niepotrzebnie wprowadzaniem racjonalizmu. Rzeczowość to jej największy wróg – nie pasuje do sennej aury opowieści. „Smak pestek jabłek” do samego końca będzie konsekwentnie prowadzony w kierunku, na który nie mogą sobie pozwolić autorki naśladujących zwykłe życie obyczajówek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz